Ściśle tajne! [...]
Nasze oddziały Cenzury Wojennej donoszą nam o stałym wzroście ilości korespondencji, w której poruszana jest sytuacja gospodarcza kraju.
Obywatele w setkach listów piszą o ciężkiej sytuacji aprowizacyjnej, głodzie, drożyźnie, braku środków pieniężnych, dezorganizacji handlu, spekulacji, o bezrobociu i nędzy. [...] O kwestiach tych pisze się również za granicą.
Najbardziej charakterystyczne wyciągi z listów przytaczamy:
Adresat – Leopold G., gm[ina] Blizne [...]. Nadawca – Sabina S., Siemianowice Śl., 19 lutego 1945: „tak chciałabym wyjechać stąd, bo Ty nie masz pojęcia, jak mi tu jest źle... Jak życie moje, to takiego głodu nie miałam i nie wiem, jeżeli mi Pan Bóg nie pomoże, to zginiemy marnie. Kartki mamy, ale sklepy pozamykane i nie ma. Kto co ma, to dla siebie. Znajomości nie mam, żeby mi pomogli, a synek chodzić sił nie ma, a mnie brzuch przyrósł do krzepa. Kartofli nie mamy od dwóch tygodni. No, miałam trochę mąki, kaszki manny i jedliśmy to, bo ani chleba, ani kartofli”. [...]
Adresat – M. Zenon, Tomaszów Maz. Nadawca – P., Łódź: „ale to wszystko idzie bardzo opornie. U nas tylko wiece, zebrania i nic więcej nie robią. Jak tak dalej pójdzie, to i za rok normalnego życia nie będzie. Chleba dostajemy 4 kilogramy na osobę na dwa dni, nic poza tym. Trudno będzie wyżyć. Handel zupełnie ustał”.
Warszawa, 21 marca
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011
Ściśle tajne [...]
Nasze oddziały Cenzury Wojennej przy opracowaniu korespondencji w ostatnich dniach lutego natrafiły na dużą ilość wypowiedzi dotyczących ZSRR, Armii Czerwonej i Marszałka Stalina. Niektóre charakterystyczne wyciągi z listów podajemy.
[...] Adresat – P., maj[ątek] Dobrzelin [...]. Nadawca – P., Warszawa [...]. 4 marca 1945: „Nie wierz w żadną odbudowę Warszawy. To bajka, którą powtarzają ci, co jej nie widzieli. Ten, co zobaczył jej nie dwie ani cztery, ale dziesiątki ulic, nie jedną ani dwie dzielnice, ale prawie wszystkie, ten wie, że życie nawet w 1/100 takie jak było, nie powstanie. Ludzie żyją i teraz już w tych gruzach, i teraz snują się jak upiory między tym wielkim cmentarzyskiem domów, sami raczej podobni do duchów tych zmarłych, którzy tu polegli, niż do żywych. Warszawa teraz to ktoś ci drogi bardzo – a konający i to tak bez najmniejszej nadziei i zdrowia... Żegnamy się z życiem. Żegnamy się z Warszawą. Nawet gdy ją odbudują, to już nie będzie nasza”. [...]
Adresat – W. Jan, Kosowo [...]. Nadawca – N.N. 6 marca 1945: „Tatusiu kochany, nie rozpaczajcie po mamusi, bo mamusi raz, a my musimy żyć, trudno, stało się, to nie wróci. Mamusię zabili w polu. Tatusiu, jak mamę prowadzili bić na cmentarz, to mamusia tak ich prosiła: panowie, nie bijcie mnie i nie róbcie moich dzieci sierotami, oni nic nie zważali na to, a jak doszła mama na cmentarz, to upadła i modliła się, żeby Bóg darował jej grzechy, to oni mamusię podnieśli i poprowadzili na cmentarz, i trzy razy wystrzelili w lewą stronę głowy. [...]”
Adresat – G., P.P. 83833 R. Nadawca – W., Łódź: „Ty nie wiesz, co się u nas dzieje teraz. Chodzą ruscy żołnierze z polskimi i kradną. U nas też byli wczorajszej nocy, o 3.00, okradli i mało gwałtu nie użyli. My w tym domu same kobiety słabe. Okradli nas tak doszczętnie, że nie mam w czym wyjść do miasta. Zapukał najpierw polski żołnierz i mówił gospodyni, by otworzyła, gdyż szukają broni i żołnierzy. Ona otworzyła i weszli sami ruscy i zaczęli od razu walić do nas. Ale mówię Ci, wiele nawet nie można było się odzywać, bo zaraz cicho, cicho, a jeśli nie chciało się co dać, zaraz wymierzył lufę w człowieka. Odbezpieczył rewolwer, trzymał w jednej łapie, drugą wszystko wyciągał. Najgorszy był ten olbrzym, powiadam Ci, wielkolud, a bardzo młody i niepodobny na Moskala. Przypuszczam, że to ktoś nasłał, gdyż pytali się tu ludzi o nazwisko i adres. Jak tylko poszli, mamusia pobiegła do komisariatu i przyjechali milicjanci, ale cóż. Mówimy im teraz, by zrobili obławę, gdyż przychodzą na naszą ulicę co dzień o 2.00 w nocy. Ale cóż to, im się nie chce”.
Warszawa, 3 kwietnia
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Z raportu kpt. Michała Taboryskiego, skierowanego do kier. Hanny Wierbłowskiej, dotyczącego specjalnych kursów cenzorskich przy Centralnej Szkole MBP w Łodzi:
Ściśle tajne [...]
Kursanci przesłuchali w ciągu pierwszych dwóch tygodni wszystkie przewidziane planem tematy specjalne i polityczne. Natomiast niedostatecznie wydzielono czasu na zajęcia praktyczne i na prasówki.
Egzaminy trojakiego rodzaju: piśmienne, kwalifikacja dokumentów i ustne wykazały, że kursanci w większości opanowali przesłuchane tematy polityczne, niedostatecznie jednak przyswoili sobie tematy specjalne. [...]
Stwierdziliśmy, że znaczny procent kursantów [...] nie zna elementarnych rzeczy z techniki i metod pracy cenzora i starszego cenzora, nie poznali w dostatecznym stopniu ewidencji, nie umieją usuwać ujemnego tekstu, nie opanowali wzorów wyciągów i innych, nie rozumieją swych zadań itd. Stwierdziliśmy, że ten anormalny stan mógł być usunięty, były możliwości lepszego wykorzystania tak drogiego czasu kursów, gdyby kierownik kursów ob. Frankowski i jego zastępca ob. Rozenblum w pełni docenili wyższość przeprowadzonych zajęć praktycznych.
[...] Pracowano w przepełnionej sali, gdzie powinna panować bezwzględna cisza i gdzie nie sposób było przeprowadzać niezbędne konsultacje, nie wystarczały narzędzia pracy, jak np. atrament, stalówki, nożyczki. [...] Ob. Frankowski, jako kierownik kursów, nie wykorzystał dostatecznie zdolności i wiadomości swego zastępcy, ob. Rozenbluma, do pomocy w zajęciach praktycznych, zwłaszcza do kwalifikacji dokumentów, do wytłumaczenia kursantom popełnionych przez nich defektów.
Ob. Rozenblum odjeżdżał ze szkoły bardzo często jeszcze przed obiadem, wówczas gdy nie było dostatecznej kontroli nad zajęciami praktycznymi, gdy ani razu nie skontrolowano konspektów kursantów, nie naprawiono błędów kursantów. [...]
Nasi kursanci otrzymali jedną parę bielizny i już trzeci tydzień nie było zmiany na czystą. Wobec przepełnienia i ciasnoty w pokojach mieszkalnych grozi to zawszeniem. [...] Wielce krzywdzącym jest stan instruktora ob. Sawickiej, pracownika pracującego na stanowisku oficerskim w stopniu kapitana Bezpieczeństwa Publicznego, pracownika nadzwyczaj sumiennego i oddanego pracy. Ob. Sawicka chodzi w podartych pantoflach, w poniszczonej sukience i ani razu nie mogła wyjść z kursów na miasto, mimo to, że będąc instruktorem, powinna być odpowiednio umundurowana.
W sprawie dalszej nauki postanowiliśmy wraz z kierownictwem kursów położyć szczególny nacisk w następnych dziesięciu dniach na zajęcia praktyczne.
Łódź, 5 maja
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Polska dnia dzisiejszego jest republiką, ale nie w sensie zachodnim, ponieważ naród nie ma żadnego wpływu ani na kształt rządu, ani na przebieg spraw publicznych, a także nie posiada możliwości wypowiedzenia, wyrażenia swoich myśli, formułowania krytyk lub postulatów. Na Polsce odzwierciedla się totalizm sowiecki i „demokracja”, która realizuje się w kraju, jest w rzeczywistości dyktaturą. [...] Naród nie zaakceptował prymitywnego rządu [PKWN] utworzonego przez Stalina [w lipcu 1944 r.], składającego się z szesnastu komunistycznych ministrów, ludność nie akceptuje także rządu dzisiejszego [TRJN, od czerwca 1945 r.], chociaż zdaje sobie sprawę, że w szeregach ostatnio wybranych ministrów są ludzie dobrej wiary, naprawdę uczciwi [z PSL Stanisława Mikołajczyka, wicepremiera i ministra rolnictwa w TRJN]. Przytłaczająca większość rządu składa się jednak na dzień dzisiejszy z ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z duchem polskości. Dobrzy ministrowie są otoczeni przez szpiegów Moskwy [partie PKWN z PPR Bolesława Bieruta i Władysława Gomułki na czele], będąc w ten sposób ograniczeni właśnie w tych działaniach, które łączą się ze służbą w życiu publicznym.
26 sierpnia
Wokół pogromu kieleckiego, red. Łukasz Kamiński i Jan Żaryn, Warszawa 2006.
Tajne [...]
W czasie opracowania korespondencji wojskowej i zagranicznej za wrzesień br. uzyskaliśmy ciekawe wypowiedzi odnośnie niektórych zagadnień wewnętrznych kraju, jak: sytuacja pracujących, nieporządki w terenie, wypowiedzi żołnierzy, wypowiedzi idące za granicę, pogłoski obiegające niezorientowaną część społeczeństwa itp.
Wypowiedzi te w formie wyciągów z korespondencji wzięliśmy specjalnie z tej części korespondencji, w której piszący podchodzą do obecnej sytuacji z punktu widzenia ich codziennych trosk i niewygód, bez głębszej oceny, często pod wpływem reakcyjnej propagandy. [...]
Adresat – N., poczta Osowiec. Nadawca – N., Gdańsk. 30 sierpnia 1945: „Ja tu długo już jestem, widzę i od drugich słyszę, jak żyją ci, którzy tu przyjeżdżali na osiedlenie. Po prostu strach i rozpacz mnie ogarnia, gdy spojrzę na ich życie; przeważnie całymi dniami, tygodniami siedzą w wagonach, gdyż im mieszkań ani izb nie dają. Niektórzy robią sobie prowizoryczne lepianki z gliny i liści – wszy i głód ich zjadają, ledwo co ciągną nogami. Bydło i konie zdychają, a to, co jeszcze dają, to wojsko rozkrada [...]. Dlatego Was, Drogi Ojcze, proszę, pozostańcie na miejscu, niech Was Bóg obroni przed tą straszliwą nędzą. [...] Tu ziemia piaszczysta, sucha, pagórkowata i dużo kamieni. Z żywego inwentarza nie ma niczego, nawet psa nie napotkasz, wszystko podczas wojny poszło na «wschód». Proszę Was jeszcze raz, zostańcie, bo zima idzie. [...] Trzymajcie się swojej własnej ziemi na miejscu”. [...]
Adresat – O., P.P. 38750 B. Nadawca – H., Dolny Śląsk. 13 sierpnia 1945: „Miałam awanturę z bolszewikami. Przez okno zobaczyłam zbiegowisko ludzi przed naszym domem. Dzieci podniosły krzyk, żebym nie schodziła na dół, bo mnie zastrzeli. Tymczasem ten na dole wszedł do mieszkania, wywalając drzwi, i zaczął buszować w nim, bałam się, że pokradnie ubranie, więc zeszłam na dół. On rzucił się do mnie i wrzeszczał, że będę odpowiadać za to, że on, ruski sołdat, rozerżnął sobie rękę, wybijając szybę. Zagrodził mi drzwi sobą, zamierzył się kilka razy pięścią, celując między oczy. «Ty, Polaczka, poczujesz naszu twiorduju ruku» – wrzeszczał cały czas. Ciekawa jestem, jak długo jeszcze to plugastwo będzie nas tak gnębić. Może wiecznie?”.
Warszawa, 13 października
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Ściśle tajne [...]
Cenzura zagraniczna przepuściła w ciągu miesiąca września br. 75.000 listów, pisanych przez Polaków we Francji do rodzin w kraju. [...]
Adresat – M., Nakło n. Notecią. Nadawca – M., Sorgnes-Avignon, Francja. 14 sierpnia 1945: „[...] Źle tu nie mamy, trochę Ci opiszę moje zajęcie i wyżywienie. Śniadanie jest mleczna zupa i herbata z mlekiem, obiad jest zupa z kartoflami z grochem, fasola i kompot, kolacja – zupa mleczna, ser, masło, marmolada, kiszka, chleb jeden na trzech, nieraz jest boczek lub sardynki, 7 papierosów dziennie, 60 papierosów co piątek, w tygodniu dwie tabliczki czekolady. To, widzisz, jest życie niezłe. Ale wolałbym być razem z Wami i jeść kartofle z solą i suchy chleb. Tak już mi tęskno za Wami, zdecydowałem się iść na pieszo te tysiące kilometrów, tylko potrzeba ten papier przejścia przez granicę”. [...]
Adresat – F., Brześć Kujawski. Nadawca – P., Reims, Marne, Francja. 21 sierpnia 1945: „My pracujemy w oddziale wartowniczym, przy pilnowaniu Niemców. Ja pracuję w kancelarii, Janek na izbie chorych jako sanitariusz. Jesteśmy zdrowi, życie mamy dobre. Po pracy wędrujemy do Reims na spacer albo do kina. Byliśmy kilka razy w Paryżu i częściowo zwiedziliśmy. Paryż jest ładny i nic niezniszczony. Wolimy jednak gruzy Warszawy niż piękny Paryż. Tęsknimy bardzo za Wami, za Polską i dlatego na złą czy dobrą dolę wrócimy”. [...]
Adresat – K., Sulejów [...]. Nadawca – K., Croix Rouge, Francja. 3 sierpnia 1945: „Zapytujemy się Was, czy jest Polska wolna, czy okupacja Rosji, bo my się szykujemy odjeżdżać do Was, ale boimy się Rosji. Proszę nam opisać, jak się sprawa przedstawia, czy można już przyjechać, czy czekać na dalsze rozkazy?”. [...]
Adresat – W., Lubień [...]. Nadawca – Z., Reims [...]. 24 sierpnia 1945: „Ciekaw jestem, czemu listy tu nie nadchodzą z Polski, coś, myślimy, jest tam nie w porządku, każdy z nas tu myśli, że jesteście niewolnikami we własnym kraju. Dziwią się niektóre czynniki, czemu tak opieszale następuje powrót do Ojczyzny, ale z niemieckiej cenzury, obozów i mordobicia wracać do Ojczyzny znów pod cenzurą, obóz i mordobicie, w dodatku z pełnej wolności i braterskiego współżycia, byłoby więcej niż głupim postępkiem, czyli samozamordowaniem się. Jestem, jak wiesz, demokratą i nim pozostanę, choć mi z tego tytułu zabroniono nawet wrócić do Polski. [...] Chcemy wrócić, pracować dla Polski, jej narodu, ale nie pod jej batem, ustawy, cenzury słowa i litery usidlanego prawa... Ciekaw jestem, czy cenzura pozwoli na doręczenie tego listu”.
Warszawa, 26 października
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
Ściśle tajne [...]
Poniżej podajemy kilkanaście wyciągów z listów pisanych przez robotników i chłopów do krewnych za granicę. Wyciągi te wzięte są z listów ludzi, którzy starają się w sposób obiektywny podać wiadomości z kraju.
Adresat – S., Garenne. Nadawca – P., Łódź. 1 października 1945:
„Jestem wściekły na myśl, jak strasznie Was tam okłamują, że postanowiłem szerzej powiadomić Cię o tym, jak się u nas żyje. Przede wszystkim nigdzie na świecie, nawet nie wyłączając Rosji, nie osiągnął robotnik i chłop tyle, co u nas. Począwszy od utworzenia Rad Zakładowych, poprzez płatne i długie urlopy, zmniejszone podatki i świadczenia socjalne, w wielu wypadkach polepszone warunki mieszkaniowe, skrócony czas pracy młodocianych, przy jednoczesnych możliwościach kształcenia się, aż do silnych Związków Zawodowych – to dla robotnika. Ziemia obszarnicza, kredyty, maszyny rolnicze i minimalne przy tym kontyngenty – to dla chłopa.
Znając moje lewicowe przekonania, rozumiesz chyba, że na taką Polskę czekałem, o takiej «marzyłem». «Londyn» straszy Was chyba jakimś totalizmem, że niby u nas nie ma prawdziwej demokracji. Otóż okazuje się, że ludzie i narody interpretują pojęcie demokracji. Ale prawdziwy sens słowa demokracja to ludowładztwo. Nigdzie nie jest to lepiej zrozumiane niż u nas. Tak, mamy demokratyczny ustrój, a nie plutokratyczny. Jeśli chodzi natomiast o tzw. swobody demokratyczne, to według wielu i mnie zarazem mamy ich aż nadto...
A` propos sytuacji i trudności gospodarczych, to wątpię, by w tej chwili gdziekolwiek w Europie jadano lepiej niż u nas. Coraz mniej ludzi wykupuje kartkowy chleb, zwłaszcza po ostatniej podwyżce płac, przy jednoczesnej powolnej, lecz stałej zniżce cen rynkowych. Zdziwiłbyś się, mogąc odbyć spacer po Piotrkowskiej. Wystawy dużo zaciemniają, jeszcze wojenno-warszawskie. Przy tym eleganckie kobietki, wytworni panowie. Trochę za dużo nawet kawiarń, barów i restauracji. Kontrasty jeszcze oczywiście są i rażą, ale biedoty na miarę przedwojenną mimo wszystko nie widać”. [...]
Adresat – M., Stanisławów. Nadawca: [...] Wrocław. 8 września 1945:
„Przejechaliśmy przez Przemyśl, Katowice aż do Bytomia. (Nasz konwojent w Katowicach uciekł.) W Bytomiu nasz maszynista [...] mówi «wygrużajties» [wysiadajcie]. A tu tysiące ludzi, ci co wcześniej wyjechali z różnych miast – Stanisławów, Kołomyja, Lwów, wszystko czeka w polu (wyładowani z wagonów) pod gołym niebem na deszczu. Ci biedni ludzie porobili sobie nad głowami dachy z desek albo małe domki i tak czekają po 3–4 tygodnie, aż się komitet zlituje, a śpią razem z krowami, końmi, psami itp. Tam panował tyfus, cholera, a bydło też tam bardzo chorowało. A maszynista każe nam się wyładowywać – deszcz pada i już wieczór... A on chciał wódki, to my mu powiedzieli, że dostanie wódki, ale jak nas zawiezie dalej. Posłuchał nas. [...]
Dalej [...] patrzymy, a tu też 7–9 tysięcy ludzi czeka, też porobili sobie chatki, a przed każdym domkiem rozpalone ognisko. To całkiem wygląda jak cygańskie życie. Ale nic, pojechaliśmy dalej. W nocy, jak jechaliśmy, to strzelali, gdzie – ja nie wiem, czy do wagonu, czy nie. Dwa razy to ostatnie wagony chcieli rabować, lecz ci ludzie, co tam byli, strasznie krzyczeli, a oni się wystraszyli i pouciekali. To wszystko działo się na dawniejszych niemieckich terenach.
Zawiózł on nas do Prochowa. Tam już musieliśmy się wyładować. Raniutko poszliśmy do polskiego komitetu z zażaleniem, lecz niestety, nic nie pomogło. Tu znowu
10 tysięcy Polaków wyładowanych, bydło razem z ludźmi. Istna rozpacz. Oni też czekali po 3–4 tygodnie”. [...]
Adresat – N., Wierzeja [...]. Nadawca: N. Gostyń. 5 maja 1945: „Do Gostynia zajechał transport 17 wagonów z 250 repatriantami. Coś podobnego w życiu nie widziałam. To nie ludzie. To nędznicy, szkielety w ostatnich łachmanach, bosi i nadzy. Wagony zawalone rupieciami, gratami, ostatnimi śmieciami. Każdej rodzinie w nich wolno zabierać 60 cetnarów. Możesz sobie wyobrazić, od tobołów nie widać było ludzi. Z kozami, krowami, kurami, dosłownie z rozebranym chlewem, no co tylko świat nie widział. Byli cztery tygodnie w podróży w otwartych wagonach, czy deszcz, czy pogoda, to chyba bohaterstwo. Łzy stanęły nam w oczach. Dwa dni potrzeba było, by ich zwieźć ze stacji do pałacu.
Najgorsza sprawa z żyjątkami, które ich oblazły i się kurczowo trzymają. Przeważnie wszystko mocno zawszone. Serdecznie mi ich żal. To poważny kłopot, gdyż wesz jest przyczyną zaraźliwych chorób. Otóż już się pojawił tyfus plamisty u dwu z nich. I dzisiaj przewieźliśmy ich do szpitala”.
Warszawa, 2 listopada
Maciej J. Drygas, Perlustracja, „Karta” nr 68, 2011.
[…] Rada Ministrów postanawia, a Prezydium Krajowej Rady Narodowej zatwierdza, co następuje:
Art. 1
Do wykrywania i ścigania przestępstw, godzących w interesy życia gospodarczego lub społecznego Państwa, a zwłaszcza : przywłaszczenia, grabieży mienia publicznego albo będącego pod zarządem publicznym, korupcji, łapownictwa, spekulacji i tzw. szabrownictwa – powołuje się Komisję Specjalną do walki z nadużyciami i szkodnictwem gospodarczym, zwaną w dalszym ciągu niniejszego dekretu Komisją Specjalną.
Art. 2
Komisja Specjalna lub jej delegatura upoważniona jest do przyjmowania od każdego obywatela doniesień o przestępstwach ściganych w trybie niniejszego dekretu.
Prezydent Krajowej Rady Narodowej
Bolesław Bierut
Prezes Rady Ministrów
w/z Władysław Gomułka
Minister Sprawiedliwości
Henryk Świątkowski
Minister Obrony Narodowej
Michał Żymierski
Marszałek Polski
Minister Bezpieczeństwa Publicznego
Stanisław Radkiewicz
Minister Administracji Publicznej
w/z Władysław Wolski
Warszawa, 16 listopada
Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami i Szkodnictwem Gospodarczym 1945–1954, Wybór dokumentów, wstęp i oprac. Dariusz Jarosz, Tadeusz Wolsza, Warszawa 1995.
Jeśli znajdzie się taki historyk, który zestawi i oceni wszystkie prowokacje hitleryzmu, to dwie z nich musi postawić na czoło. Podpalenie berlińskiego Reichstagu i wymordowanie około dziesięciu tysięcy oficerów polskich w Katyniu. Bezcelowe byłoby zajmowanie się sprawą, czy rząd emigracyjny i wszyscy kierownicy partii i organizacji współpracujących z tym rządem mogli dać wiarę prowokacyjnemu oskarżeniu Związku Radzieckiego [...]. Uwierzyli w to oskarżenie dlatego, że uwierzyć chcieli.
[...]
Można nawet przypuszczać, że rząd emigracyjny i wysoko postawieni wykonawcy jego zleceń nie stanowili stada bezkrytycznych baranów i skończonych głupców, którzy dali się nabrać na tak grubymi nićmi szytą prowokację hitlerowską. Katyńska prowokacja została tak skwapliwie podchwycona przez cały aparat propagandowy rządu londyńskiego w kraju i na emigracji dlatego, że była doskonałą odskocznią do nowej kampanii oszczerstw przeciwradzieckich. Każde słowo, wypowiedziane na ten temat przez pisma podziemne delegatury AK, NSZ, sanacji, WRN, Stronnictwa Ludowego, endecji i im podobnych, ziało ogniem zemsty i jadem nienawiści do ZSRR. Katyń był przez długi czas codzienną pożywką reakcji, która jak szakal na pobojowisku żerowała na ofiarach hitlerowskiej kaźni.
Warszawa, 7 grudnia
Władysław Gomułka, W walce o demokrację ludową, Warszawa 1947, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Po odegraniu hymnu narodowego wicepremier [Władysław] Gomułka, Marszałek Polski Michał Rola-Żymierski, wojewoda śląsko-dąbrowski gen. Zawadzki i płk Ziętek złożyli swe podpisy na akcie erekcyjnym budowy pomnika czynu powstańczego. W chwili podpisywania aktu przeleciała nad głowami zebranych tłumów eskadra samolotów, zrzucając wieniec w miejscu, gdzie wzniesione zostanie Muzeum Powstańców. W tej samej chwili na sąsiednim wzgórzu bateria artylerii oddała kilkakrotny salut honorowy. Wiadomość o dokonaniu tego aktu rozniosło po kraju pięć tysięcy wypuszczonych gołębi pocztowych.
Góra Świętej Anny, ok. 20 maja 1946
Piotr Osęka, Rytuały stalinizmu. Oficjalne święta i uroczystości rocznicowe w Polsce 1944–1956, Warszawa 2007.
Obywatele i obywatelki, towarzysze i towarzyszki!
Zgromadziło nas tutaj na dzisiejszej manifestacji wspaniałe zwycięstwo, jakie odniósł blok demokratyczny w wyborach do Sejmu Konstytucyjnego i Ustawodawczego.
Naród polski głosując w olbrzymiej większości za blokiem demokratycznym otworzył nową kartę w historii odrodzonej Rzeczpospolitej Polskiej. W dniu 19 stycznia, w dniu wyborów do Sejmu, skończył się okres tzw. tymczasowości stosunków w Polsce. Wyniki wyborów, przekreślając wszelkie rachuby i nadzieje wrogów demokracji na obalenie władzy ludowej w naszej odrodzonej ojczyźnie, przyczynią się niezmiernie do pełnej stabilizacji politycznej w kraju.
Wyniki wyborów zdruzgotały tak w kraju, jak i za granicą kłamliwe twierdzenia o tym, jakoby rząd polski i jego polityka nie miały poparcia większości narodu.
Warszawa, 22 stycznia
Władysław Gomułka, Artykuły i przemówienia, Warszawa 1964.
Przyjął: [Kpt Edward] Futerał
Dnia 4 października spotkałam się z Zarzyckimi i byłam z nimi na kawie w kawiarni prasy na Nowym Świecie. Po dość długiej rozmowie na temat teatru, festiwalu filmów radzieckich, Weberowej, Urbanowskiej, Walewskiej, powiedziałam, że słyszałam, że [Marian] Spychalski przygotowywał zamach stanu, że podobno są nawet listy osób, które miały być rozstrzelane. Janusz: Że o tych listach mówiono na procesie, że czy to był przygotowywany zamach stanu, to pokaże proces Spychalskiego.
Hanka [Zarzycka]: Żeby ten proces był jak najprędzej, to będzie szalenie ciekawy proces.
Ja: Że podobno sprawa z Gomułką wypłynęła wtedy, gdy po zdradzie Tita Gomułka powiedział w KC, że uważa, że Tito miał rację. I że to otworzyło oczy na odchylenie.
Janusz [Zarzycki]: To nie tak było. Gomułka tylko mówił, że Tito miał rację w sprawach wiejskich.
Ja: Czy Spychalski w okresie, gdy z?nim już po wojnie pracowałeś, popierał to odchylenie Gomułki?
Janusz: Nie, wprost przeciwnie, gdy Gomułka bronił swojej polityki, to wśród trzech referatów przeciw G[omułce] jeden miał właśnie Spychalski.
Ja: Bo przecież na procesie wyglądało, że Spychalski wszystko robił ręka w rękę z Gomułką. W takim razie można by to tłumaczyć, że u G[omułki] to było „odchylenie”, a że Spychalski robił to z wyrachowaniem i jak się Gomułce noga potknęła, to od niego odstąpił.
Janusz: Może i tak. Zwróć uwagę, że na procesie pytania były tak dobrane, żeby obciążyć Gomułkę. Przecież możesz sobie wyobrazić tysiąc innych pytań w związku z?procesem, które by nie zahaczały o Gomułkę. Pytania na procesie były specjalnie dobrane.
Ja: Czy Gomułka siedzi?
Janusz: Tak.
Ja: Odkąd?
Janusz: Od lata.
Ja: Czy w czasie procesu już siedział?
Janusz: Tego dokładnie nie mogę powiedzieć, ale mniej więcej od tego okresu.
Warszawa, 5 października
„Michalina”
Agnieszka Rudzińska, Teczka robocza, „Karta” nr 32/2001.
Przemówienie Gomułki w Stoczni Gdyńskiej na temat Jugosławii i Węgier. Gomułka ostro skrytykował partię jugosłowiańską, która rozbija jedność obozu socjalistycznego. Wystąpił też przeciw prasie zachodniej, która z konfliktu jugosłowiańskiego czyni narzędzie propagandy antykomunistycznej. Co do Węgier — oświadczył Gomułka, że są to konsekwencje tragicznych wydarzeń z roku 1956. Stracenie Nagya — to sprawa wewnętrzna Węgier.
Odczułem to przemówienie jako klęskę tej postawy moralnej, jaką Gomułka reprezentował. Można go tłumaczyć z pozycji politycznych i widzieć w tym nawet coś z heroizmu, bo przecież mówił wbrew sobie — i mówił tylko dlatego, by dać satysfakcję Związkowi Radzieckiemu. Gdzie jednak jest granica ustępstw i gdzie się kończy racja stanu, a zaczyna bezwład posłuchu?
W kraju mówi się, że Gomułka musiał tak powiedzieć, bo przecież przedtem były okólniki w tych sprawach i członkowie Biura Politycznego wypowiadali się z dezaprobatą wobec sprawy węgierskiej. Gomułka wziął na siebie całą brudną robotę i na tym polega jego heroizm i kunszt lawirowania nad przepaścią. Jak długo?
Warszawa, 30 czerwca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Oczekuje się powszechnie, że VIII Plenum Komitetu Centralnego PZPR wprowadzi z powrotem do władz partyjnych, być może na stanowisko Pierwszego Sekretarza – Władysława Gomułkę. Człowiek, który do niedawna jeszcze był więźniem Bezpieki, człowiek, którego imię stało się w ustach przywódców partii symbolem odstępstwa i zdrady, powraca dziś na stanowisko, z którego strącono go brutalnie 8 lat temu. Z jakim programem przychodzi Gomułka? Jakie są jego poglądy po latach niemal całkowitej izolacji? […]
Wszystkie te pytania są dziś zagadką. Gomułka dotychczas nie odsłonił swych kart, nie mógł, czy też nie chciał wypowiedzieć się publicznie. Z prywatnych rozmów z jego otoczeniem wiadomo tylko, że jest w dalszym ciągu zdecydowanym przeciwnikiem kolektywizacji wsi. Kołchozy na wzór rosyjski uważa za nonsens w kraju, dążącym do porozumienia.
[…]
Najbliższe miesiące pokażą wreszcie, czy mit Gomułki odpowiada rzeczywistości i czy spełni on pokładane w nim oczekiwania. Inaczej mówiąc, czy dążyć będzie do pogłębienia i utrwalenia niezależności partii komunistycznej od Moskwy i czy poprze te dążenia, które tak potężnie wystąpiły w całym społeczeństwie. Jeśli bowiem Gomułka oczekiwania te zawiedzie – obecna jego popularność ustąpi miejsca wrogości, mit rozpłynie się szybko, a kredyt zaufania ulegnie zniszczeniu.
Monachium, 18 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
19 października z perspektywy lat 10 jest rocznicą wielkiego zwycięstwa. Zwycięstwa, które odniósł nie żaden [Władysław] Gomułka czy [Edward] Ochab, czy jakakolwiek grupa albo jednostka, lecz cały naród. Gomułka i towarzysze byli wtedy niczym więcej jak tylko wyrazicielami woli społeczeństwa. […]
„Polski Październik” nie był więc – jak chcą niektórzy – jeszcze jednym nieudanym wybuchem polskiego romantyzmu, jeszcze jedną klęską zawiedzionych nadziei, jeszcze jednym rozdziałem z dziejów polskiej głupoty. Październik był zwycięstwem. Tym większym, że bezkrwawym; tym większym, że osiągniętym przez odwagę połączoną z poczuciem realizmu politycznego szerokich mas. Było to zwycięstwo „za waszą i naszą wolność”, bo z owoców jego korzystają dziś inni.
Monachium, 19 października
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952-1973, Londyn 1974.
Olbrzymia aula Politechniki, mieszcząca ponoć 8 tysięcy osób, była wypełniona po brzegi. Głowa przy głowie. [...] A przecież duża ich część, nie mogąc dostać się do środka, pozostała na zewnątrz, wypełniając sąsiednie sale i korytarze, a także dziedzińce, które zradiofonizowano, umożliwiając słuchanie przebiegu wiecu dalszym tysiącom. Był to największy z dotychczasowych wieców. Zawisła nad tym tłumem niespokojna, pełna oczekiwania cisza.
Zapowiedziano oświadczenie klubów inteligencji. Odczytałem do mikrofonu treść naszej rezolucji, po której z różnych stron zerwały się oklaski. [...]
Sala [...] zaczynała się stopniowo rozgrzewać, kiedy po nas zaczęły występować delegacje załóg wielkich zakładów warszawskich. Biło z nich robotnicze zdecydowanie i siła. Kiedy przedstawiciel zakładów Kasprzaka oświadczył, że załoga popiera „w imieniu Czerwonej Woli” rezolucję Politechniki, Uniwersytetu Warszawskiego i FSO na Żeraniu, wybuchł prawdziwy entuzjazm. [...]
Nagle — około godz. 17 — zrobił się na trybunie jakiś ruch. Weszli na podium i zasiedli w prezydium: I sekretarz Komitetu Warszawskiego Stefan Staszewski, przewodnicząca ZMP Helena Jaworska, a także Jerzy Albrecht i Janusz Zarzycki, którzy przybyli z obrad zakończonego plenum. Wszyscy reprezentowali te siły w partii, które czynnie były zaangażowane w odnowę, zaś dwaj ostatni byli w okresie stalinowskim odsunięci i dopiero na fali „odwilży” powracali do życia politycznego. A przecież wyczuwało się, że przyjęcie ich przez sale jest chłodne.
Przemówienie Staszewskiego, który składał informację o odbywającym się plenum i ogólnej sytuacji w kraju, było raz po raz przerywane gwizdami i nieprzyjaznymi okrzykami; [...] W końcu zaproponował odczytanie przemówienia wygłoszonego na plenum przez Władysława Gomułkę i dopiero wtedy zrobiło się spokojnie. Wielotysięczna masa zamieniła się w słuch.
Słuchałem i ja, i od pierwszych słów odczułem, że mamy do czynienia z wielkim historycznym wystąpieniem. Takim językiem nie mówił do nas do tej pory nikt. [...] Długo trwało czytanie przemówienia Gomułki, a gdy dobiegło końca, sala przez dłuższą chwilę trwała w milczeniu, tak silne było wrażenie tego, co usłyszała. Dopiero potem zerwały się oklaski i trwały długo, bardzo długo.
Warszawa, 20 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Zgodnie z propozycją prezydium wiecu — są zgłaszane na kartkach pytania. Kartek tych rośnie wkrótce na stole cała góra. Próbuje na nie odpowiadać Janusz Zarzycki. Ale niełatwo zadowolić rozgorączkowaną salę: jego odpowiedzi wypadają jakoś bezbarwnie i drętwo. Wkrótce jego słowa głuszą gniewne krzyki i wrogie gwizdy. Rośnie chaos. Na bocznych krużgankach wznoszone są raz po raz jakieś okrzyki, z tego miejsca niezrozumiałe. Sala wrze, faluje, przelewa się przez nią rosnące podniecenie, które zda się zerwie za chwilę wszelkie tamy, wymknie spod jakiejkolwiek kontroli.
W takim momencie, gdy panowanie nad nastrojami wymyka się z rąk członkom KC i KW, pozostawał niezadowolony towarzysz Goździk. Zabierał głos i wszyscy zaczynali słuchać. [...] Krótki moment ciszy, jakby zachłyśnięcia się zimnym prysznicem i burza oklasków: przyjęła!
[...]
Padają obecnie z trybuny nazwiska osób proponowanych do Biura Politycznego. Po każdym nazwisku odzywa się sala: trzęsie się od oklasków, krzyczy lub gwiżdże. Jest to więc jakby test popularności poszczególnych kandydatów. Największy entuzjazm rozpętuje oczywiście nazwisko Gomułki. [...]
Wśród licznych pytań, kierowanych do prezydium wiecu, odczytuje Goździk również i takie, które dotyczy osoby Bolesława Piaseckiego i jego dalszej roli w życiu publicznym. [...] Goździk sili się na ironię: „Cóż to, towarzysze, będziemy sobie teraz głowę zaprzątać sprawą każdego dziurawego mostku, każdego wyboju na drodze? Zostawmy, przyjdzie na to czas później”.
Wiec kończy się uchwaleniem rezolucji. Potem jeszcze długo oklaski i okrzyki, wrzawa tłumu, który zaczyna się rozchodzić.
Warszawa, 20 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Przyszedł Jurek. Był na wiecu w politechnice [...]. Ale co przede wszystkim podkreślał to niezwykle kulturalne zachowanie się tych tłumów wiecujących. „Normalnie — mówił — w żadnym tak licznym zbiorowisku nie obeszłoby się bez scen co najmniej ordynarnych, jeśli nie chuligańskich. Tym razem wszyscy byli dla siebie uprzejmi, życzliwi, wiec był pełen żaru, ale i powagi”. Tak, tylko beznadzieja produkuje chamów i chuliganów, najmniejszy promyk nadziei stwarza ludzi. Cała ta wiecująca młodzież nie okazała się ani reakcyjna, ani kruchciana. Występowała z życzliwością dla nowego ducha, jakim powiało nawet od ludzi partii, a nade wszystko dla nowej ludzkiej koncepcji socjalizmu. Tak więc pierwsze ujawnienie się opinii publicznej pokazało, że nie jest tak źle, jak myślałam. Naród chronił się w „reakcję” i w kruchtę jako w jedyny azyl przed gwałceniem jego osobowości. Jawność życia przesegreguje wszystko we właściwy sposób. Na czym i katolicyzm zyska, bo co innego jest być schronem dla ogarniętych paniką tłumów, a co innego kościołem rzeczywistym, myślącym i zdolnym pogłębiać koncepcje katolickie. [...]
[...] [Stanisław] Staszewski składał na tym wiecu relację z VIII Plenum KC Partii. Kiedy zawiadomił salę o przybyciu delegacji radzieckiej, sala zaczęła masowo skandować: „Po co? Po co?!”. Kiedy następnie oznajmił, że delegacja sowiecka odleciała nie przyjęta oficjalnie, a jedynie po odbyciu prywatnej rozmowy (w ambasadzie radzieckiej) z przedstawicielami rządu i partii, hala zaczęła skandować: „Li-pa! Li-pa”.
Warszawa, 21 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945–1965, Tom 3 (1955–1959), wybór Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1997.
Wieczorem słuchaliśmy dwugodzinnej mowy Gomułki na plenum KC partii. Mówił, zwłaszcza na początku, głosem zdławionym od wzruszenia. [...]
Oprócz prawdomównego obrazu sytuacji gospodarczej niesłychanie ważny był obszerny ustęp o wypadkach poznańskich, gdzie Gomułka kilkakrotnie z naciskiem i kategorycznie odrzuca wszelkie insynuacje o roli dywersji zagranicznej w tych wypadkach. To ma kapitalne znaczenie, bo szachuje prawdopodobny chwyt Rosji, która będzie siłowała ewentualną interwencję zbrojną uzasadnić „rozruchami wywołanymi przez agentów imperializmu”. Ciekawy passus mowy Gomułki: „nie wszystkiemu złu, które się u nas działo, winien jest Związek Radziecki”.
Warszawa, 21 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne 1945–1965, Tom 3 (1955–1959), wybór Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1997.
Radomsko. List do nowo wybranego I sekretarza KC PZPR - Władysława Gomułki - z prośbą o ułaskawienie
Z wielką uciechą i zadowoleniem przyjęliśmy wiadomość o wybraniu Was towarzyszu na I Sekretarza KC PZPR. Prosimy o przebaczenie, że pozwolimy sobie wraz z rodziną złożyć Wam serdeczne gratulacje i życzenia długiego życia, dobrego zdrowia oraz pomyślnej i owocnej pracy na tak poważnym stanowisku.
Wiemy i zdajemy sobie sprawę z hartu ducha i wytrzymałości w przeżyciu Waszym, jakie mieliście Towarzyszu w swym życiu ostatnich lat. Nie tylko my, ale i cały naród zadowolony jest z waszego wyboru. Znamy tę mękę i łzy, bo my właśnie jesteśmy jedną z tych rodzin, gdzie codziennie przelewa się łzy o syna naszego L. B., który ósmy rok przebywa w więzieniu. Obecnie przebywa w szpitalu w Łodzi, gdyż jest ciężko chory. Prosimy wniknąć w nasze położenie i w nasze serca. W łzy ojca i matki.
Radomsko, 23 października
Krzysztof Szwagrzyk, Listy do Bieruta. Prośby o ułaskawienie z lat 1946–1956, Wrocław 1995.
Szanowny Towarzyszu Sekretarzu
Zwracam się do Was z prośbą o rozważenie sprawy bezzwłocznego zwolnienia prymasa Polski kardynała Wyszyńskiego z odosobnienia, w którym bez podstawy prawnej przebywa przeszło trzy lata. Kardynał Wyszyński jest aresztowany za nieodpowiedzialne – jak sądziliśmy wszyscy – z prawnego punktu widzenia wypowiedzi o procesach przeciw księżom o szpiegostwo. Niestety ujawnienie haniebnych metod stosowanych w śledztwie przez Różańskiego oraz w sądach wojskowych poddaje w najpoważniejszą watpliwość wyniki powyższych procesów, o których wypowiadał się krytycznie kardynał Wyszyński. Zapadłe w nich wyroki będą zapewne poddane rewizji nadzwyczajnej. W powyższych okolicznościach wypowiedzi ks. Wyszyńskiego muszą zasługiwać na pobłażliwość. Trzyletnie zaś odosobnienie bez śledztwa i wyroku sądowego nie może zgadzać się z zasadami praworządności ludowej.
Anin, 23 października
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Dziś o godz. 15.15 zapowiedziany jest na placu Defilad wielki wiec ludności stolicy, na którym wystąpi Władysław Gomułka. Odkładamy więc dokończenie dyskusji nad deklaracją na wieczór. Jerzy Zawieyski prosi mnie, abym dowiedział się, jaki jest program wiecu i czy nie są przewidziane inne wystąpienia; ze swej strony byłby gotów przemówić. Dzwonię więc z kuchni pp. Seńków do I Sekretarza Komitetu Warszawskiego PZPR Stefana Staszewskiego; wyjaśnia, że poza wystąpieniem Gomułki inne nie są przewidziane. [...]
Gomułka spotkał się na placu Defilad z entuzjastycznym aplauzem zgromadzonych tłumów. Zgotowano mu wielką owację, śpiewając Sto lat — pieśń przeznaczoną na inne okoliczności, która tu spontanicznie wyraziła uczucia obecnych [...]. Po wiecu ulicami Śródmieścia przewalają się tłumy ludzi podnieconych i w świątecznym nastroju.
Warszawa, 24 października
Janusz Zabłocki, Dzienniki 1956–1965, Warszawa 2008.
Wobec rosnącego nasilenia nastrojów antysowieckich wszyscy politycy prześcigają się teraz w podkreślaniu sojuszu ze Związkiem Radzieckim. To jest istotnie konieczność polityczna, ale słuchać tego niemiło, bo Rosja od 1939 robiła wszystko co mogła, żeby ją znielubiano. A mówił o niezłomności tego sojuszu i Gomułka dzisiaj przed Pałacem Kultury, i Cyrankiewicz w swym expose o sytuacji, i stary poseł Drobnerl w sejmie. Okazało się przy tym – powiedziane expressis verbis przez Gomułkę i Cyrankiewicza – że wojska radzieckie bynajmniej nie wycofują się z Polski, lecz tylko solennie obiecały, że w ciągu dwu dni cofną stacjonujące w Polsce jednostki do ich baz (Legnica i Szczecin), czyli że przestaną po prostu bezpośrednio zagrażać Warszawie. Cały dzień jestem jak nieprzytomna z zamętu tych wszystkich spraw.
Warszawa, 25 października
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Po przeszło 15 minutach przyjąłem obydwu panów w rozmównicy na dole. Oświadczyli mi, że przybywają z ramienia towarzysza Wiesława, dla przedłożenia pewnych spraw do rozważenia. Nowy Sekretarz PZPR stoi na stanowisku, że konieczny jest jak najszybszy powrót Prymasa do Warszawy i objęcie urzędowania. Przedstawili mi sytuację społeczno-gospodarczą kraju, jak również wewnętrzną i zewnętrzno-polityczną. Wszystkie te spostrzeżenia wymagają, by w kraju doszło jak najszybciej do pełnego uspokojenia. Władysław Gomułka uważa, że na odcinku stosunków Kościół–Państwo najwięcej niepokoju w społeczeństwie budzi ocena sytuacji Prymasa. I dlatego zostali wydelegowani przez Sekretarza Partii, by usłyszeć zdanie Księdza Prymasa. Moja odpowiedź: „Jestem tego zdania od trzech lat, że miejsce Prymasa Polski jest w Warszawie”.
Rozpatrzyliśmy sytuację od strony najpilniejszych potrzeb Kościoła. Po czym panowie udali się do wsi Komańcza, by specjalnym telefonem poinformować Gomułkę o wyniku rozmów. Wrócili na skromny posiłek, który spożyliśmy w rozmównicy. Siostry chciały dać lepszy obiad. Byłem zdania, że ma być zwykły, jak co dzień. Po obiedzie obydwaj wysłannicy pożegnali nas.
Komańcza, 26 października
Stefan Wyszyński, Zapiski więzienne, Warszawa–Ząbki 2001.
Komitet Centralny naszej Partii, cała nasza Partia, cały naród polski z największym bólem i głębokim niepokojem słucha tragicznych wieści dochodzących z Waszego kraju. Jesteśmy wstrząśnięci rozlewem krwi bratniej i pożogą, która niszczy Waszą stolicę. Dlatego prosimy Was o przekazanie naszym braciom węgierskim – członkom WPP, całej węgierskiej klasie robotniczej – całemu narodowi węgierskiemu, tak nam serdecznie bliskiemu, nastepującego apelu.
Bracia Węgrzy!
W tych tragicznych dla Was dniach uważamy, że nie wolno nam milczeć. Od stuleci łączy nasze narody wspólne umiłowanie wolności. Walczyliśmy o nią ramie przy ramieniu w zeszłym stuleciu przeciw zaborczym monarchom. Walczyliśmy o nią lat temu dwanaście przeciw hitlerowskiemu faszyzmowi, przeciwko rodzinnym obszarnikom i fabrykantom. I nawet w ostatnich dniach równocześnie i solidarnie, Wy i my, podjęliśmy walkę o socjalistyczną demokratyzację w naszych krajach, o równość i suwerenność w stosunkach między państwami socjalistycznymi.
To wszystko daje nam prawo zwrócenia się do Was z gorącym wezwaniem.
Bracia Węgrzy!
Zaprzestańcie rozlewu krwi bratniej!
Znamy program Rządu Jedności Narodowej Węgier, program demokracji socjalistycznej, poprawy bytu, tworzenia Rad Robotniczych, pełnej suwerenności narodowej, wycofania wojsk radzieckich z Węgier i oparcia przyjaźni ze Związkiem Radzieckim na leninowskich zasadach równości.
Dalecy jesteśmy od wtrącania się w Wasze sprawy wewnętrzne. Sądzimy jednak, że program ten odpowiada interesom narodu węgierskiego i całego obozu pokoju. Wydaje nam się, że z tym programem zgodzić się mogą wszyscy patrioci węgierscy, również ci, którzy są dziś po drugiej stronie barykady.
Myślimy, że program Rządu Jedności Narodowej Węgier odrzucić mogą tylko ci, którzy by chcieli zawrócić Węgry z drogi socjalizmu.
Apelujemy szczególnie gorąco do węgierskiej klasy robotniczej, na której spoczywa główna odpowiedzialność za losy kraju, aby broniła władzy ludowej i socjalizmu, aby broniła drogiej Wam i nam jedności obozu socjalizmu na wspólnych Wam i nam zasadach równości i suwerenności wszystkich krajów.
Bracia Węgrzy!
Wy i my jesteśmy po tej samej stronie, po stronie wolności i socjalizmu. Wołamy do Was: dość krwi, dość zniszczeń, dość walki bratobójczej. Niechaj pokój zapanuje na Węgrzech, pokój i jedność narodu, tak Wam niezbędna dla realizacji szerokiego programu demokratyzacji, postępu i socjalizmu, który wysunął Wasz Rząd Jedności Narodowej.
Komitet Centralny Władysław Gomułka
I Sekretarz KC PZPR
Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej
Józef Cyrankiewicz
Członek Biura Politycznego KC PZPR
Prezes Rady Ministrów PRL
Warszawa, 28 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Sprawę badała komisja niemiecka, później radziecka, później sąd norymberski — i nie rozstrzygnęli. Później zajęła się tą sprawą komisja w USA, przeprowadziła badania i powiedziała, że wszystko wskazuje na odpowiedzialność radziecką. A wy teraz żądacie konkretnego stanowiska ode mnie. Jakie to może być stanowisko? Tutaj ani partia, ani rząd nie mogą zająć stanowiska. Gdybym dysponował sprawdzonymi faktami, nie wahałbym się zwrócić do Związku Radzieckiego i powiedzieć: tyle zbrodni było popełnionych przez Stalina, przyznajcie się i do tego, to przyczyni się do umocnienia naszych stosunków ze Związkiem Radzieckim. Ale przecież w takich sprawach nie można operować domysłami...
Inna sprawa: nawet gdybyśmy ustalili fakty i doszli do wniosku, do jakiego doszła komisja w USA, że sprawcami tych zbrodni są władze radzieckie, czy rzeczywiście jest to potrzebne dla nas, dla naszych stosunków? Czy jeszcze ten nowy cierń do tej cierniowej korony, którą myśmy byli otoczeni i ludzie radzieccy też, czy jest to potrzebne i wskazane? Nie jest to potrzebne i nie jest to wskazane. My nie zrobimy ani jednego kroku o charakterze demonstracyjnym w stosunku do Związku Radzieckiego.
Warszawa, 29 października
Zbigniew Mielecki, Dowody zbrodni katyńskiej odnalezione w Polsce w latach 1991–1992, „Zeszyty Katyńskie” nr 2, 1991, cyt. za: Łukasz Bertram, Kłamstwo katyńskie, „Karta” 2011, nr 66.
Z rana wiadomość, że Gomułka oczekuje naszej wizyty o godzinie 13.00. [...] Ustaliliśmy z Gołubiewem, Stommą, Turowiczem i Woźniakowskim, kto będzie mówił, w jakiej kolejności i o czym. [...]
Zjawiliśmy się w KC przed 13.00. [...]
Po chwili wszedł Gomułka ze swoim sekretarzem. Nim się przywitał, zapalił światło, bo było ciemno. Potem prezentacja, która trwała chwilę — wreszcie usiedliśmy przy wielkim okrągłym stole. [...] Wygłosiłem w sposób zwięzły i jasny krótką mówkę, w której podkreśliłem, że program, który został podany do wiadomości narodu, jest także programem całego społeczeństwa katolickiego. W jego też imieniu deklarujemy chęć pracy dla Polski, by ją odbudować. Dalej Stomma mówił o pismach, jako najważniejszej dla nas sprawie, podkreślając, że jeśli byłoby to dla rządu w tej chwili niewygodne, gotowi jesteśmy zaczekać.
Po Stommie odezwał się Gomułka. Ma cichy, miły głos — i czarujący uśmiech. Oczy tylko jakby nieżywe, czarne, niepatrzące na rozmówcę. Ale wrażenie ogólne dodatnie i sympatyczne. Posługuje się mową ludzką, nie żadną drętwo-partyjną. Mówił do nas jak Polak, nie jak człowiek partii. Powiedział najpierw o Związku Radzieckim — że uwolnienie się od tej ingerencji jest najważniejsze, że to się już stało i że możemy rządzić się we własnym kraju sami. Ale to nie oznacza, by niebezpieczeństwo minęło, wszelkie wystąpienia antyradzieckie są wystąpieniami przeciw Polsce. Wyraził obawy, że młodzież katolicka jest nieopanowana i na wiecach wysuwa żądania prowokacyjne, jak na przykład sprawę Katynia. Prosił, by pomóc rządowi w uspokajaniu i uśmierzaniu nieobliczalnych wystąpień.
Powitał z uznaniem naszą gotowość współdziałania w odbudowie Polski i zaznaczył, że na takim współdziałaniu społeczeństwa katolickiego bardzo mu zależy. Jeszcze raz podkreślił, że socjalizm powinni budować wszyscy, cały naród, a więc i katolicy, nie tylko komuniści. Ustosunkował się przychylnie do naszych postulatów, uważając, że pisma powinny być nam przywrócone. Co do dziennika miał jednak wątpliwości, czy jest to w tej chwili wskazane. Ucieszył się, że nie chcemy tworzyć partii katolickiej. Poruszył też sprawę stosunków Kościół–państwo i wyraził nadzieję, że przy obustronnej dobrej woli stosunki te mogą ułożyć się dobrze.
Po Gomułce zabrał głos Gołubiew, który jeszcze raz przypomniał, iż przychodzimy z pierwszą wizytą o charakterze deklaratywnym i rozumiemy sytuację nowego kierownictwa, która jest trudna, tak samo rozumiemy sytuację międzynarodową.
Jerzy Turowicz mówił o naszym milczeniu i podkreślał, że chcemy działać roztropnie i nie przychodzimy tylko dlatego, by prosić o odbudowanie naszych warsztatów pracy.
Gomułka pytał jeszcze o nasz Klub i miał obawy, czy do oddziałów prowincjonalnych nie będą przenikać nieodpowiedzialne elementy. Uspokoiłem go zapewnieniem, że nie mamy zamiaru otwierać takich oddziałów. Powiadomiłem go też o temacie pierwszego odczytu, z czego wyraźnie się ucieszył i uważał, że zagadnienia gospodarcze są teraz najważniejsze.
Po przeszło godzinnej rozmowie pożegnaliśmy się w atmosferze prawdziwego obopólnego zrozumienia. Gomułka przyrzekł omówić nasze sprawy kolegialnie i obiecał, że nas zawiadomi o rezultatach.
Wyszliśmy pod dużym wrażeniem, zwłaszcza ja, bo moi współtowarzysze mieli różne zastrzeżenia szczegółowe. Moje wrażenie największe i najbardziej dodatnie wypływało z przeświadczenia, że Gomułka naprawdę jest przejęty losem Polski, nie partii, lecz Polski. Takie odniosłem wrażenie, oby było ono trwałe i obym się nigdy nie zawiódł.
Warszawa, 30 października
Jerzy Zawieyski, Odwilż, „Karta” nr 63, 2010.
My, Żołnierze Wojska polskiego [Polskiego – od red.] zwracamy się z prośbą do Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i domagamy się skrócenia służby wojskowej w wojskach Art. Op. lot. z trzech lat służby ponownie na dwa lata. Gdyż w zupełności uważamy, wystarczy dwuletnia służba wojskowa.
Również domagamy się zlikwidowania doradców Radzieckich w Wojsku polskim [Polskiego – od red.]. Oraz wycofania jednostek radzieckich stacjonujących w Polsce do Związku Radzieckiego. Żądamy zniesienia spółdzielń produkcyjnych, gdyż to jest gnębienie i ciemiężenie chłopa. Oraz żądamy zniesienia obowiązkowych dostaw dla państwa. Gdyż chłop sam nie zużyje, lecz nadwyżkę sprzeda. My żołnierze jw. 56.62 popieramy nowo wybrany Rząd Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej i Komitet Centralny z Władysławem Gomułką na czele. Popieramy bohaterski Lud węgierski, który walczy o swoją wolność i niepodległość.
Żądamy w Polsce całkowitej niepodległości i suwerenności. Jesteśmy gotowi za to przelać krew.
Precz z dyktaturą.
Pisali żołnierze J. W. 56.62 „A”
Hel
30 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
W dniu 30 X 1956 r. z inicjatywy Studentów Wyższej Szkoły Rolniczej i Studium Nauczycielskiego w Olsztynie o godz. 14-tej została zorganizowana manifestacja solidarności z powstańcami węgierskimi. Manifestanci, wśród których przeważali studenci WSR, przed godz. 14-tą została zorganizowana manifestacja solidarności z powstańcami węgierskimi. Manifestanci, wśród których przeważali studenci WSR, przed godz. 14-tą wyruszyli z terenu szkoły, udając się ulicami miasta na Plac Armii Czerwonej, gdzie były już ustawione flagi polska i węgierska oraz znicze przez uprzednio przybyłą grupę studentów w ilości około 20 osób. Przy zapalonych zniczach 4 studentów zaciągnęło wartę honorową. Kiedy pochód wszedł na Plac Armii Czerwonej, czołówka niosąca wieńce odłączyła się i złożyła je pod flagami przy zniczach. Następnie pochód udał się ulicami miasta na Plac Gen. Świerczewskiego, gdzie odbył się więc, który zgromadził około 10 tys. osób. Od pochodu odłączyła się grupa studentów, która przybiła przygotowane uprzednio 3 tabliczki z napisem „Plac Powstańców Węgierskich” obok nazwy „Plac Armii Czerwonej”.
Przyglądająca się powyższemu grupa ludzi, wśród których przeważali kolejarze, sprzeciwiała się postąpieniu studentów nawołując pod ich adresem: „nie uda wam się zakłócić przyjaźni polsko-radzieckiej. Armia Czerwona wyzwoliła nas, a wy na nią rzucacie paszkwile”. Jak wy możecie krzyczeć „przecz z bezpieką” kiedy oni pierwsi stanęli w obronie władzy ludowej, walczyli z bandami, wznosząc okrzyki „niech żyje Urząd Bezpieczeństwa” - smarkacze do domu, uczyć się, a nie manifestować.
W trakcie obustronnej wymiany zdań nie doszło do rękoczynów, lecz studenci obawiając się robotników wycofali się i udali się na wiec na Plac Gen. Świerczewskiego.
[...]
Na uwagę zasługuje fakt, że gdy mówcy [m.in. I Sekretarz KW PZPR tow. Tomaszewski] podkreślali konieczność przyjaźni ze Związkiem Radzieckim, to grupy studentów skandowały: „Precz z ruskami”, „Sowieci do domu”, „Rokossowski do domu”, „Kostek do domu” itp. Na wznoszony okrzyk mówcy - „niech żyje przyjaźń polsko-radziecka” - grupy studentów gwizdały i skandowały: „nie chcemy”, „precz” itp.
Kiedy zabierający głos powoływali się na słowa tow. Gomułki i jego program, to studenci krzyczeli: „nie zastawiajcie się Gomułką i jego programem”. W czasie trwania wiecu grupy studentów wielokrotnie skandowały: „Precz z bezpieką”, „Milicja z nami”, „Wolna Polska – wolne Węgry”, „cały Olsztyn z nami”, „Wojsko z nami” itp.
Olsztyn, 31 października
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
Towarzysze! Na kształtowanie się sytuacji w kraju wpływają w niemałym stopniu wydarzenia na arenie międzynarodowej, a przede wszystkim imperialistyczne działania wojenne Anglii, Francji i Izraela przeciwko Egiptowi. Anglia i Francja kontynuując politykę imperializmu, wrzucając żagiew wojenną – rzuca żagiew wojenną na Bliskim Wschodzie. Polityka ta jest potępiana zgodnie przez wszystkie narody świata, jest też potępiana i przez naród polski.
Warszawa, 4 listopada
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
W tym trudnym okresie, w jakim żyjemy, największym gwarantem pokoju i spokoju wewnętrznego jest silna, jednolita i aktywnie działająca Nasza Partia, (Burzliwe oklaski). Ze wszystkich zadań, jakie stoją przed nami, najważniejsze jest właśnie wzmocnienie i uaktywnienie półtoramilionowej partii. Zależy to nie tylko od słusznej polityki kierownictwa partii, ale przede wszystkim od Was, jako kierowników organizacji partyjnych i od tysięcy terenowych aktywistów partyjnych. [...] Jest świętym obowiązkiem polskiej klasy robotniczej, jest świętym obowiązkiem patriotycznej młodzieży polskiej, całego świadomego społeczeństwa przeciwstawiać się zdecydowanie wszelkim nieodpowiedzialnym i niebezpiecznym dla narodu wybrykom. (Oklaski).
W imię dobra ojczyzny, dla spokoju naszych domów nie dopuścimy do awantur i warcholstwa. Powaga sytuacji wymaga, abyśmy tak, jak w dniach październikowych wykazali zdecydowanie jedność i spokój (oklaski), żebyśmy w tym trudnym okresie skupili się wokół nowego kierownictwa partii i rządu, poparli je w jego śmiałej i rozważnej polityce, w jego działaniu na umocnienie socjalistycznej demokracji i umocnienie suwerenności Polski. (Burzliwe oklaski.)
Warszawa, 4 listopada
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
[...] wskazywaliśmy w odezwie, że klasa robotnicza Węgier powinna decydować o tym, jaki chce stworzyć rząd we własnym kraju. Zajęliśmy też stanowisko, że zewnętrzna interwencja jest niewłaściwa. To stanowisko uważamy za słuszne w swoich zasadach. Jednak my doskonale sobie zdajemy sprawę z tego, że osłabienie obozu socjalistycznego jest równocześnie naszym osłabieniem i gdybym postawił przed każdym z członków partii pytanie: co ty wolisz – czy aby na Węgrzech istniał rząd reakcyjny, czy ażeby tam istniał rząd socjalistyczny, to zdaje mi się, że żaden z członków partii nie będzie się wahał w odpowiedzi. Każdy z nas odpowie, że jestem zwolennikiem rządu socjalistycznego. Inaczej odpowiedzieć nie można. [...] Nie może ulegać wątpliwości, że restauracja stosunków kapitalistycznych na Węgrzech oznaczałaby poważne osłabienie obozu socjalistycznego. A nikt z nas takiego osłabienia nie chce i chcieć nie może. Dlatego też, chociaż stoimy na stanowisku, że w wewnętrzne sprawy żadnego kraju nie powinny ingerować inne państwa, że przede wszystkim naród i klasa robotnicza powinny decydować same o rozwoju stosunków wewnętrznych i sytuacji politycznej w swoim kraju, to jednak każdy z nas musi być politycznym realistą. Polityki nie można prowadzić z perspektywy kilku dni, trzeba ją prowadzić z perspektywą na długi okres historyczny. I tak patrząc na rzeczy, będąc realistami, śledząc rozwój sytuacji na Węgrzech, musimy widzieć stan faktyczny.
Warszawa, 4 listopada
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
W okresie panoszenia się w naszej Ojczyźnie kultu jednostki, w okresie gwałcenia zasad demokratycznych i praworządności został aresztowany Ordynariusz diecezji kieleckiej ks. biskup Czesław Kaczmarek. Po prawie 3-ch letnim areszcie śledczym pod „opieką” osławionego Różańskiego, Ordynariusz nasz został zmuszony znanymi metodami do przyznania się do niepopełnionych przestępstw i skazany przez Sąd Wojskowy. Wprawdzie po 4-ro letnim pobycie w więzieniu biskup Kaczmarek został ułaskawiony, ale istniejące jeszcze z dawnego okresu dyskryminacyjne w stosunku do Kościoła zarządzenia nie pozwalają mu na powrót do swojej diecezji.
Tego rodzaju postępowanie w stosunku do naszego Arcypasterza, człowieka, według naszego najgłębszego przekonania niewinnego, jest dla nas katolików kieleckich wielką boleścią, mącącą naszą radość, spowodowaną ogłoszeniem Waszego programu, którego urzeczywistnienie wzięliśmy sobie jak najbardziej do Serca. Ta boleść i smutek katolików kieleckich są tym przykrzejsze dla nas, że wielu skrzywdzonych już doczekało się naprawienia wyrządzonych im przez system kultu jednostki krzywd, a nasz Ordynariusz nie może się doczekać ani rehabilitacji ani zezwolenia na powrót do pracy w swej diecezji. A katolicy kieleccy: robotnicy, chłopi, inteligencja, młodzież czekają na ten powrót z utęsknieniem.
W dzisiejszych trudnych czasach jest niezbędna ściślejsza spójnia całego narodu polskiego. Katolicy diecezji kieleckiej pragną tej spójni i chcieliby, aby nic nie stało jej na przeszkodzie. Wy, Obywatelu Pierwszy Sekretarzu, nawołujecie i słusznie do tej jedności narodu. To też mamy nadzieję, że usuniecie wszystko to, co może przeszkadzać scementowaniu całego naszego narodu w dniach wielkiej próby.
Kierując się tym przesłankami oraz opierając się na Waszym umiłowaniu prawdy i poczuciu sprawiedliwości, katolicy kieleccy zwracają się do Was, Obywatelu Pierwszy Sekretarzu z całą ufnością: o zajęcie się sprawą naszego Ordynariusza biskupa Czesława Kaczmarka i spowodowanie jego jak najszybszego powrotu do Kielc celem objęcia zarządu diecezją kielecką.
[liczne podpisy]
Kielce, 6 listopada
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Rozumiemy aż nadto dobrze te nastroje, które osiągnęły dziś punkt wrzenia. Dzieliliśmy te uczucia zawsze z naszymi słuchaczami. A jednak dziś właśnie manifestowanie zrozumiałych uczuć nienawiści do sowieckiego ciemiężyciela na publicznych wiecach, zebraniach i pochodach stanowi groźne niebezpieczeństwo i może być z łatwością wykorzystane jako pretekst do ataku na tę ograniczoną niezależność, która stała się zdobyczą ostatnich kilku tygodni.
[...]
Busolą dla całego patriotycznego społeczeństwa polskiego, a zwłaszcza dla młodzieży, będą dziś słowa bohaterskiego arcypasterza — kardynała Wyszyńskiego, wzywającego do spokoju i opanowania.
Nakazem chwili na dziś jest unikanie wszystkiego, co mogłoby zagrozić Polsce nową katastrofą, unikanie wszystkiego, co mogłoby pogłębić wewnętrzny chaos i pogorszyć jeszcze bardziej fatalne położenie gospodarcze.
Monachium, 9 listopada
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974, [cyt. za:] Polska Nowaka-Jeziorańskiego, podały do druku Agnieszka Knyt i Emilia Wileńska-Skwarzec, „Karta” 2010, nr 62.
Z rana załatwianie spraw mieszkaniowych, które idą z trudem. Po południu udział w spotkaniu z wyborcami w Pałacu Kultury. Było to pierwsze wielkie zebranie z Gomułką, w którym uczestniczyłem. Tekst mojego przemówienia, jeszcze przed rozpoczęciem zebrania — wzięli ode mnie różni redaktorzy, nawet cudzoziemcy.
W prezydium siedziałem na trzecim miejscu od Gomułki. Jego przemówienie było pod każdym względem świetne i chyba można je porównać do jego pierwszego przemówienia na VIII Plenum. Gomułka powiedział między innymi, że partia nie dlatego nie chce oddać władzy, aby zachować swoje znaczenie, ale dlatego, że oddanie władzy przyniosłoby Polsce wielkie nieszczęście. I w tym jest słuszność.
Po Gomułce przemawiali Wycech i Chajn, dosyć drętwo i sloganowo. Nie wiem, jak wypadło moje przemówienie, bo nikt mi nic nie powiedział, poza dwoma młodymi, którzy później przyszli z sali — i poza Kłosińskim, kandydatem z pierwszego okręgu. Wyszedłem od razu po swoim przemówieniu i w mroźny wieczór na ulicy odetchnąłem.
Warszawa, 14 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Wieczorem przemówienie radiowe Gomułki w sprawie wyborów. Był to prawdziwy „krzyk rozpaczy”, jak określiła Myszka Wiercińska, u której tego przemówienia słuchałem. Gomułka apelował, by nie skreślać kandydatów, ale uzasadniał to brutalnie, nazywając tych, co chcą wybierać, więc skreślać — reakcją, wrogami ludu itd. To samo można było wyrazić inaczej, mniej gniewnie, bardziej przekonująco.
Warszawa, 19 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Pamiętna data w naszej historii: wybory do sejmu. Po mszy świętej poszedłem oddać swój głos. Czekało na mnie radio i ekipa filmowa. Parę zdań powiedziałem do mikrofonu, oświadczając, że w myśl apelu Gomułki głosowałem bez skreśleń.
Przez cały dzień niepokój — jak wypadną wybory? Po południu radio podawało wiadomości o frekwencji, która na ogół była dobra.
Warszawa, 20 stycznia
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Piorunujące wrażenie wywarło przemówienie [Władysława] Gomułki wzywające do nieskreślania żadnych kandydatów i głosowania na „czołowych kandydatów rządu i partii”. Nic znowu nie rozumiemy, bo tym samym Gomułka, główny „bohater” Października, przekreślił jedno z głównych osiągnięć tego Października, jakim było poprawienie ordynacji wyborczej w kierunku pewnej swobody wyboru między kandydatami, których liczba jest większa niż liczba przewidzianych mandatów. Właściwie Gomułka tym wezwaniem przekreślił całą praworządność, na której miała być oparta październikowa „poprawa życia”. […] Po mieście zaczęły biegać pogłoski, że […] ambasada moskiewska postawiła ultimatum: jeśli w wyborach nie przejdzie większość komunistów, będą to uważali za okazję do interwencji.
Warszawa, 21 stycznia
Jan Tarczyński, Tomasz Szczerbicki, Mercedes a sprawa polska, Warszawa 2006.
Po paru nocach niespanych z nadmiaru myślenia postanowiłam ulec nagabywaniom i jednak napisać coś w sprawie wyborów. Zajęło mi to dwa dni, we środę późnym już wieczorem pobiegłam z tym do Henryka. W pełni zaaprobował. W piątek rano telefon do Kazi, zaraz przybiegła. „Życie Warszawy” przyjęło z entuzjazmem. Ja po napisaniu czegokolwiek popadam w katzenjammer jak po pijaństwie, więc i teraz zadaję sobie pytanie, czy dobrze zrobiłam? Piorunujące wrażenie wywarło przemówienie Gomułki wzywające do nieskreślania żadnych kandydatów i głosowanie „na czołowych kandydatów rządu i partii”. Nic znowu nie rozumiem, bo tym samym Gomułka, główny „bohater” Października, przekreślił jedno z głównych osiągnięć tegoż Października, jakim było poprawienie ordynacji wyborczej w kierunku pewnej swobody wyboru między kandydatami, których liczba jest większa niż liczba przewidzianych mandatów? Właściwie Gomułka tym wezwaniem przekreślił całą praworządność, na której miała być oparta październikowa „odnowa życia”. Wpadłam więc w srogą rozterkę. Po mieście zaczęły biegać pogłoski, że to nacisk Ponomarenki, że ambasada moskiewska postawiła ultimatum: jeśli w wyborach nie przejdzie większość komunistów, będą to uważali za okazję do interwencji.
W sobotę wieczorem Gomułka wygłosił drugie przemówienie nawołujące do nieskreślania, to brzmiało już jak SOS i wyraźnie mówiło, że idzie tu o „suwerenność Polski”. Jakoż to zrobiło na wszystkich ogromne wrażenie, bo jak dziś słyszę, wybory odbyły się w całej Polsce bardzo spokojnie i masowo, frekwencja ponad 90 procent i jakoby większość posłuchała wezwania Gomułki. Ja jednak wiem o wielu, którzy skreślali, ja też skreśliłam parę nazwisk, których nikt sobie ani w Sejmie, ani w rządach Polską nie życzy. O ileż byłoby piękniej, gdyby nie było tego wezwania do narodu łamiącego praworządność!
Warszawa, 21 stycznia
Maria Dąbrowska, Dzienniki powojenne, t. 3, 1955–1959; wybór, wstęp i przypisy Tadeusz Drewnowski, Warszawa 1996.
Plenarne posiedzenie sejmu o godzinie 17.00 w sprawie przyjęcia regulaminu. Ta sprawa była przedmiotem burzliwych narad na zebraniach klubów. Z bezpartyjnymi postąpiono w ten sposób, że mają oni przy poszczególnych klubach tworzyć koła hospitantów. Rozmawiał z nimi Gomułka w atmosferze podobno serdecznej, przekonywał ich, że innego wyjścia nie ma.
Plenum sejmu przyjęło regulamin bez sprzeciwu, tak samo przyjęło skład komisji. Należę do Komisji Kultury i Sztuki.
To ostatnie posiedzenie przygnębiło mnie, gdyż było drętwe. Rola posłów i całego sejmu polegała na podnoszeniu rąk. Jeśli tak będzie w ogóle wyglądał sejm, co za znaczenie ma tak zwana demokratyzacja życia?
Warszawa, 1 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Władysław Gomułka: [...] Ostatnio dowiadujemy się, że Węgrzy chcą wytoczyć proces Nagy'emu [Nagyemu – od red.]. On siedzi w więzieniu w Budapeszcie. Uważamy, że to może, jeśli chodzi o stronę polityczną, wyrządzić duże szkody. To oczywiście jest ich sprawa, ale nas to też dotyczy. Sądzimy, że gdyby teraz wszczęto sprawę sądową Nagy'a [Nagya], to sprawę skomplikuje. Nie daliśmy Węgrom odpowiedzi z braku czasu. Oficjalnie zresztą nam tego nie powiedzieli. [...]
Nikita Chruszczow: A co z nim zrobić?
Anastas Mikojan: Może posłać do Warszawy?
Gom.: Nie o to chodzi. Myśmy też mieli sprawy niektórych naszych ludzi. Trzeba to robić, co jest politycznie korzystne. Zacznie się znowu kampania przeciwko Węgrom, znów będą wracać do tych wydarzeń. [...] Nie był on z pewnością imperialistycznym agentem. Będzie szum.
Chr.: Będzie.
Gom.: A politycznie to krzywda.
Chr.: Nie. Wrogowie będą krzyczeć, a przyjacielezrozumieją, że jego rola była zdradziecka. Czy był on w sensie prawnym agentem, czy brał pieniądze – to nieistotne. Ale robił wrogą robotę.
Gom.: My może o czymś nie wiemy, ale nawet gdyby był zdrajcą, sam by o niczym nie decydował, nie mógł decydować.
Chr.: Tak, on nie sam, ale on był sztandarem. [...] To skomplikowana sprawa. I nie tylko sprawa Węgier, ale uważamy, że winni puczu muszą ponieść odpowiedzialność. To są prawa walki. To jest walka klasowa.
24–25 maja
Rewolucja węgierska 1956 w polskich dokumentach, Dokumenty do dziejów PRL, Zeszyt 8, oprac. János Tischler, Warszawa 1995.
W roku ubiegłym tego dnia wylatywałem do Paryża. Dziś brałem udział w uroczystościach 1 Maja, zajmując miejsce na trybunie honorowej. Przed rozpoczęciem uroczystości chwila rozmowy z Gomułką, który był w dobrym usposobieniu i żartował na temat mojego beretu. Ktoś zauważył, że wyglądam jak ambasador ze zgniłego Zachodu.
W toku rozmowy Gomułka wyraził się niechętnie o wystawie projektów na pomnik powstańca. Stąd zeszła rozmowa na sztukę nowoczesną. Usiłowałem przekonać Gomułkę i osoby biorące udział w rozmowie (Wycech, Albrecht, Podedworny), że sztuka nowoczesna ma sens, chociaż nie jest komunikatywna. Nadszedł później Zawadzki, który nawiązał do mojego wstrzymania się od głosu w sprawie zwolnienia Kuryluka. Powiedział, że Kuryluk został zwolniony, ponieważ cały resort kultury jest w stanie rozkładu. Później weszliśmy na trybunę.
Gomułka wygłosił przemówienie, które mną wstrząsnęło. Znów poruszył temat wojny i groźby prób z bronią atomową. W mowie Gomułki były akcenty prawdziwej rozpaczy. Wywarło to na mnie ogromne wrażenie. Tym razem, wydaje mi się, nie są to propagandowe nastroje przed konferencją na najwyższym szczeblu. Technika zapanowała nad ludźmi. Najmniejszy błąd może sprowadzić nieszczęście. Samoloty amerykańskie bez przerwy lecą w kierunku granic Związku Radzieckiego z bronią wodorową na pokładach. Są one odwoływane tuż przed granicą. Ale gdy zawiedzie jakieś ogniwo techniczne i samoloty nie dolecą do punktów przeznaczenia ze zrzutem bomb? Albo jeśli coś w drodze się im stanie? Już dwukrotnie samoloty amerykańskie gubiły głowice wodorowe.
Warszawa, 1 maja
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Po wyjściu z teatru wstrząsająca wiadomość z Węgier: Imre Nagy, wódz powstania z października 1956 roku — został rozstrzelany, o czym donosi komunikat, utrzymany w drętwej, plugawej mowie. Jest to akt Sowietów — i ta zbrodnia przechodzi wszelkie wyobrażenie. Moralnie — jest to ohyda, zbrodnia i mord! Nie można znaleźć słowa na określenie wstrząsu i oburzenia. Naturalnie — ten strzał z wielkiej armaty jest wymierzony w Gomułkę i w Tito. Wyobraź sobie ten dzień i tę noc Gomułki. Pogłoski mówią, że jest wielki nacisk na Gomułkę, aby przeprowadził kolektywizację wsi i wziął silniejszy kurs w stosunku do opozycji rewizjonistycznej. Na razie prasa podała tylko ten zwięzły komunikat, nic więcej.
Nie ma człowieka, niezależnie od poglądów, który nie byłby oburzony na to nowe dzieło Sowietów!
Warszawa, 17 czerwca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, Warszawa 2010.
Dzienniki przyniosły mowę Gomułki na XII Plenum, w której zaatakował inteligencję twórczą: literatów, artystów, profesorów i jeszcze raz rozprawiał się z rewizjonistami i dogmatykami. Mówił, że czad rewizjonizmu roznosi się wszędzie, idzie z przedstawień teatralnych, z seansów filmowych, z katedr uniwersyteckich, z książek i prasy. W swej długiej mowie poruszył Gomułka sprawę zjazdu i jednolitości partii, która jest jednolita, przygotowana do tego, by zorganizować zjazd. Kwestie ekonomiczne kraju w mowie Gomułki wypadły nieomal tak, jakby wszelkie trudności już zostały usunięte.
Mowa Gomułki bardzo mnie zaniepokoiła nowymi akcentami walki z inteligencją. Gomułka walczy ze wszystkimi: i z odłamami w partii, z inteligencją, z chłopami, i oczywiście z Kościołem, nie mówiąc już o sloganach, w których są groźby pod adresem imperialistów. Taka okrągła negacja prowadzi do nihilizmu. Uwielbienie dla socjalizmu i marksizmu-leninizmu traci wszelki sens. Są to puste deklamacje. Gomułka dał się uwikłać w jakąś absolutną wrogość do wszystkiego, co jest w naszym kraju. Istnieje teza, że to Związek Radziecki pcha go do tego szaleństwa, aby go skompromitować w oczach całego społeczeństwa. A może są to tylko gesty puste i bez znaczenia czynione dla opinii w Sowietach? Jeżeli tak jest, to także niebezpieczne. Uzyska się w ten sposób pokój z Sowietami i wznieci się wojnę we własnym społeczeństwie. Oto obraz tragicznej sytuacji w naszym kraju.
Warszawa, 17 października
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Posiedzenie Rady Państwa, jedno z najbardziej przykrych, wręcz dramatycznych. Gomułka irytował się i krzyczał. Używał takich słów, jak „do cholery”. Chodziło najpierw o ratyfikację konwencji międzynarodowej, dotyczącej statystyki płac robotników. Nie tylko ostro wypowiedział się przeciw tej konwencji, ale napadł na Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które w komentarzu, uzasadniającym ratyfikację konwencji, użyło zwrotu: „będzie to dowodem jawności naszego życia społecznego”. Gomułka krzyczał: „Czy u nas jest tajność życia społecznego? Czy ministerstwo zwariowało?”
Odczułem najwyższą przykrość ze względu na przedstawicieli Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej. Nikt nie ośmielił się powiedzieć słowa, atmosfera jak w szkole podczas rugania srogiego nauczyciela.
Druga sprawa wywołała jeszcze większą napaść Gomułki. Chodziło o sądownictwo. Gomułka unosił się gniewem na wyroki sądowe, które są zbyt łagodne i na aparat sędziowski, składający się w przeważającej części z bezpartyjnych. Nie ma sądów niezawisłych, wszędzie na świecie sądownictwo jest polityczne. Trzeba usunąć bezpartyjnych, bo to jest państwo w państwie, bo oni robią swoją politykę.
Na uwagę ministra Rybickiego, że kadry sędziowskie są w stadium organizacji, że nie zgłaszają się ludzie partyjni, Gomułka zawołał: „Wziąć doświadczonych ludzi z partii!”. Minister Rybicki poinformował spokojnie, że sędziowie są źle płatni i nie ma sposobu zachęcić do tej pracy ludzi z kwalifikacjami ideowymi i fachowymi. Przedstawił i taką sprawę, że zarządzenie Ministerstwa Sprawiedliwości zabraniające sędziom przyjmowania posad radców prawnych — praktycznie jest niewykonywane, bo olbrzymi procent sędziów nadal pełni funkcje radców prawnych.
Gomułka przytoczył przykłady łagodnych wyroków na łapowników i złodziei i o tym mówił w słowach bardzo ostrych. Zawadzki przytoczył jakiś artykuł w „Odrze” sędziego (nazwiska zapomniałem), który pisał o minionym okresie i o fasadowości. Te przymiotniki były ironicznie skomentowane.
Posiedzenie było bardzo przykre, w atmosferze nie do zniesienia. Wyniosłem przekonanie, że pomiędzy postulatami partii i rządu a życiem istnieje przepaść nie do przebycia. Partia swoje, życie swoje.
Warszawa, 20 listopada
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Wczoraj w Pałacu Kultury i Nauki odbyła się akademia z okazji czterdziestej rocznicy powstania Komunistycznej Partii Polski. W prezydium zasiadło całe Biuro Polityczne i sekretarze KC, zasłużeni działacze KPP, goście zagraniczni, a także prezes Polskiej Akademii Nauk, prof. Tadeusz Kotarbiński, Władysław Broniewski i wielu innych. Naliczyłem za stołem prezydialnym 48 osób. Gomułka wygłosił obszerny referat, mówił prawie dwie godziny.
Warszawa, 16–17 grudnia
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Dzisiaj pierwszy dzień zjazdu partii. Po raz pierwszy uczestniczę w takim zgromadzeniu. Znam już sporo towarzyszy, zwłaszcza z centralnego szczebla. Rozpoznaję także niektórych delegatów z terenu, z województw, w których byłem na konferencjach przedzjazdowych. Ze sprawozdania komisji mandatowej wynika, że największą grupę delegatów stanowią robotnicy (na 1411 – 924). Można ich łatwo rozpoznać zarówno po twarzach, jak i ubiorze. Szczególnie wyróżniają się górnicy. W czarnych mundurach, wielu z nich błyska odznaczeniami. Najciekawsze są przerwy w obradach. Delegaci tłoczą się przy bufetach oraz przy ważnych towarzyszach i gdy napatoczy się fotoreporter, to natychmiast tworzą grupę i proszą, by zrobił im zdjęcie. Widać, że dla wielu z nich przyjazd do Warszawy i możliwość choćby otarcia się o wysoko postawionych towarzyszy jest wielkim przeżyciem. Przykro to powiedzieć, ale wrażliwy nos z łatwością wyczuje, że zużycie mydła na głowę delegata nie jest chyba wysokie.
Gomułkę powitano oklaskami, na stojąco. [...] Delegaci Warszawy siedzą w pierwszych rzędach parteru. Mogłem więc przyglądać się towarzyszom w prezydium. Ciekawe, co też oni sobie myślą, patrząc na nas. W czasie wygłaszania referatu przez Gomułkę siedzieli nieruchomo. Czasem tylko jeden lub drugi zerkał w jakieś papiery.
Warszawa, 10 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Wczoraj przybyła do Warszawy delegacja radziecka z Nikitą na czele. Delegacja zamieszkała w Belwederze. Przed Chruszczowem już pewien Rosjanin tu mieszkał. Wprawdzie było to dawno temu, ale czy nasi nie mogli znaleźć innego miejsca? Na trasie przejazdu tłumy były ogromne.
Przemówienia Gomułki i Chruszczowa pełne wielkich słów. Chruszczow powiedział, że Polska Zjednoczona Partia Robotnicza i jej Komitet Centralny z towarzyszem Gomułką na czele kieruje się rewolucyjną teorią marksistowsko-leninowską, niezłomnie prowadzi naród drogą budowy socjalizmu, konsekwentnie broni czystości marksizmu-leninizmu, walczy o umocnienie jedności i bratnich więzów z partiami komunistycznymi i robotniczymi itd. Ciekawe, jak oni ze sobą rozmawiają przy stole konferencyjnym. Też posługują się takim słownictwem?
Warszawa, 15 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Chruszczow na Śląsku. Przyjmowany jest niezwykle serdecznie. Dziesiątki tysięcy ludzi wszędzie tam, gdzie się pojawi. Nikita bardzo łatwo nawiązuje kontakt z tłumem. To nie to, co Gomułka, który jest oschły i nieprzystępny. Chruszczow jest typem żywiołowego przywódcy. Przemawia bez kartki. Widać, że zainteresowanie jego osobą sprawia mu przyjemność. Na wiecu w Katowicach było, jak podała „Trybuna Ludu”, 120 tys. ludzi.
Warszawa, 17 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Piętnastolecie Polski Ludowej. Z rana defilada. Trudno mi ją opisać. Oryginalnością i nowością tej defilady było to, że włączono elementy estetyczno-sportowe, więc tańce ludowe, pokazy gimnastyczne, akrobatykę. Z wojskowych rzeczy największe wrażenie wywarły przeloty samolotów, które się układały w formy rombów. Był to bardzo trudny wyczyn sportowo-wojskowy osiągnięty z pełnym sukcesem.
Ale największe wrażenie, wręcz wzruszające i niezapomniane, czyniły przemarsze młodzieży sportowej. Niektóre grupy dawały przed trybuną pokazy swej sprawności, niektóre wyrzucały balony, piłki, kwiaty, różnokolorowe koła. W defiladzie sportowej brało udział 15 tysięcy młodzieży. Wśród licznych grup każda była ubrana inaczej. Wzruszała młodość i uroda sportowej młodzieży, jej radosny nastrój, wdzięk. Nie można się było napatrzeć.
Ta defilada to dla mnie wielkie przeżycie.
Na centralnej trybunie obok Władysława Gomułki stał Chruszczow w otoczeniu członków Biura Politycznego i delegacji radzieckiej. Na jego cześć często wznoszono okrzyki. Widziałem też rozpromieniony uśmiech Gomułki, jego ożywienie i zadowolenie.
Warszawa, 22 lipca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
Wczoraj w Sali Kongresowej odbyła się uroczysta akademia z okazji 15-lecia Polski Ludowej. Gomułka wygłosił wielkie przemówienie, dwie strony druku w „Trybunie Ludu”. Chruszczow zajął tylko jedną stronę. Gomułka połowę swego wystąpienia poświęcił Polsce burżuazyjnej, zgubnej polityce zagranicznej, jaką realizowały jej kolejne rządy. Mówił jak wykładowca w szkole partyjnej, natomiast Nikita – jak zawsze – ożywiał się, wplatając w podniosłe słowa jakąś anegdotę.
Warszawa, 22 lipca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
W tej chwili towarzysze mają nowego „zajoba”. Nie podoba im się malarstwo abstrakcyjne. Mimo tłumaczenia im, że realizm socjalistyczny nie ma faktycznie przyszłości, towarzysze z BP upierają się przy lansowaniu tego kierunku. Jak gdyby od tego, jak zostanie namalowany obraz, uzależniony był rozwój socjalizmu w Polsce. W gruncie rzeczy sytuacja jest opłakana, ponieważ nie ma żadnej nadziei, że gusty tych ludzi się zmienią. Ostatnio nie zgodzili się na wyświetlenie doskonałego filmu Munka – „Zezowate szczęście”. Nikt i nic nie jest w stanie im wytłumaczyć, że film nie jest targnięciem się na socjalizm. Część członków Biura (Ochab, Rapacki, Cyrankiewicz, Zambrowski) była za puszczeniem filmu, Wiesław i Kliszko byli przeciwni. Fakt, że o takich sprawach musi decydować Politbiuro, jest także objawem nienormalnej sytuacji, jaka u nas istnieje. Dlaczego nie decydują o tym ludzie kompetentni? Chyba dlatego, że ekipa kierownicza nie ma do nich zaufania.
Warszawa, 10 lutego
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Do Sekretariatu Episkopatu
Do Urzędu ds. Wyznań w Warszawie
Do Rady Ministrów
Do Dyrekcji Budowy Osiedli Robotniczych w Krakowie — N[owej] H[ucie]
2) Krzyż wznoszący się na terenie przeznaczonym pod budowę kościoła, stał się przedmiotem kultu, a jego usunięcie nie leży w kompetencji Administratora parafii i stanowiłoby naruszenie przepisów Prawa Kanonicznego, których przestrzeganie jest także obowiązkiem Władz świeckich na podstawie pkt. 5 porozumienia między Rządem PRL a Episkopatem Polski z dnia 14 kwietnia 1950; […]
5) W końcu, Kuria Metropolitarna zauważa, że w przypadku usunięcia Krzyża przez DBOR zostaną pogwałcone uczucia religijne wiernych w Nowej Hucie, bardzo już rozgoryczonych z powodu czynionych trudności w przystąpieniu do budowy kościoła, wbrew decyzji o budowie kościoła, jaką przedstawiciele wiernych uzyskali w październiku z ust Władysława Gomułki.
Kraków, 22 kwietnia
Jerzy Ridan, Róg Marksa i Obrońców Krzyża, „Karta” nr 21, 1997.
Brak pierwszomajowego pochodu w Warszawie w tym roku spowodował lawinę komentarzy. Niektórzy ludzie czuli się po prostu zawiedzeni. Inni pytali, dlaczego nie ma pochodu? Przecież przyzwyczailiśmy się już do tego święta. Ot, ironia losu. Kiedy po piętnastu latach, dzięki usilnym staraniom partii, ludziom weszło to w krew, my uczyniliśmy krok wstecz. Diabli wiedzą, dlaczego. Prasa zachodnia twierdzi, że decyzja ta podyktowana była obawą przed możliwością wykorzystania demokracji przez niezadowolone elementy. Być może. Zamiast pochodu odbył się więc na placu Defilad. Gomułka wygłosił potężne przemówienie naszpikowane wskaźnikami. Ludzie opuszczali plac w trakcie przemowy. Chwilami odnoszę wrażenie, że ten człowiek żyje w jakimś śnie, jakby utracił wszelki kontakt z rzeczywistością.
Warszawa, 1–2 maja
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Uchwała IX Plenum KC PZPR z maja 1957 r. przewiduje po okresie 3-letnim możliwość mojego powrotu do Partii.
W ciągu tych trzech lat czułem się, tak jak w latach poprzednich, nierozerwalnie związany z Partią, z jej codziennym wysiłkiem.
Stoję na gruncie uchwał powziętych przez III Zjazd Partii i wszystkie plena KC.
Proszę o przyjęcie mnie z powrotem do Partii, abym mógł w szeregach Partii służyć sprawie która jest istotą całego mojego życia.
Warszawa, 9 maja
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Wczesnym rankiem wyjazd z Marie-Thére`se Liebard i z Jean-Pierrem Chavinem do Grunwaldu na uroczystości 550-lecia bitwy z Krzyżakami. Uroczystość wypadła drętwo i blado. Zwieziono 30 tysięcy młodzieży, ogółem było nie więcej niż 40 tysięcy.
Na polach zbudowano pomnik, który trochę może przypominać Światowida. Program uroczystości wypełniły cztery przemówienia: Zawadzkiego, Gomułki i przedstawicieli delegacji radzieckiej i czeskiej. Przemówienia były drętwe i sloganowe. Najgorzej wypadło ślubowanie młodzieży. Tekst drętwy, a powtarzanie formuł nie było w ogóle słyszane. Nie udał się też zbiorowy śpiew młodzieży. Na zakończenie pokazywano akrobatyczne popisy lotników. Była w tym duża pomysłowość, zręczność i odwaga.
Grunwald, 17 lipca
Jerzy Zawieyski, Dziennik, Warszawa 2010.
W związku z zakomunikowaniem mi dnia 23 XI br. przez z-cę kierownika Biura Prasy KC decyzji o zdjęciu mnie ze stanowiska redaktora naczelnego „Polityki” pragnę złożyć na Wasze ręce następujące oświadczenie.
[...]
Na przestrzeni ostatnich czterech lat ze wszystkich sił starałem się realizować politykę partii, zarówno jako publicysta, redaktor, jak i przewodniczący SDP. [...] Nie mogę przyjąć zarzutu zawartego w liście tow. Starewicza, że redakcja, a więc i ja, sprzeniewierzyła się zobowiązaniom złożonym Wam w sprawie kierunku pisma. Jest to zarzut najpoważniejszy i krzywdzący. [...] Gdybym posiadał jakiekolwiek poważniejsze zastrzeżenia wobec linii politycznej partii, to warunki, w jakich zostałem zdjęty z zajmowanego stanowiska, przyjąłbym bez oporów. Rzecz jednak w tym, iż takich zastrzeżeń nie posiadałem i nie posiadam. Jestem przekonany, że istnieje duża ilość dowodów świadczących o tym, iż nie mogę zrozumieć przyczyn, które sprawiły, że zostałem potraktowany jak wrzód, który trzeba natychmiast usunąć, wyciąć z całą bezwzględnością. A tak właśnie zostałem potraktowany. 4 XI br. został napisany list do redakcji „Polityki”, zawierający cały szereg poważnych zarzutów natury politycznej, zostali już zaproponowani następcy na moje stanowisko, ale nie było czasu na odbycie rozmowy ze mną, tak jakbym nie był człowiekiem, lecz jakimś martwym przedmiotem. [...]
Oto tyle, ile pragnąłem do Was napisać. Napisałem to, co czuję. Czy zganicie mnie za ten list, za jego treść? Nie wiem. Nie kierowałem się taktycznymi względami.
Warszawa, 25 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Już po obchodach 300-lecia Prasy Polskiej. [...] Na 30 stycznia zaplanowano uroczystą akademię w Filharmonii Narodowej. Tego dnia od rana byłem w ogromnych nerwach. Co tu ukrywać, miałem cholerną tremę, a ściślej – zżerał mnie strach przed tym, co się miało odbyć wieczorem. [...]
Przed południem w Belwederze przewodniczący Rady Państwa udekorował 131 dziennikarzy, pracowników administracji prasy i kolportażu, drukarni, techniki, radia i PAP odznaczeniami państwowymi. [...]
O 18 rozpoczęła się akademia. W prezydium zasiedli: Gomułka, Cyrankiewicz, Zawadzki, Wycech, Galiński, Kruczkowski, Ochab, Spychalski i sporo moich kolegów – Hofman, Kasman, Osmańczyk itp. Pierwszy zabrał głos Cyran. [...] Po nim ja wygłosiłem referat, w znacznej części historyczny, od „Merkuriusza” do prasy Polski Ludowej. Mówiłem także o zadaniach dziennikarzy dziś i jutro. Chyba uniknąłem wodolejstwa. O dogmatyzmie, rewizjonizmie i wszelakich grzechach głównych ani słowa nie powiedziałem. Cyran gratulował mi przemówienia. [...] Przemawiał także Satiukow, przewodniczący Stowarzyszenia Dziennikarzy Radzieckich i redaktor naczelny „Prawdy” oraz J. M. Herman, przewodniczący Międzynarodowej Organizacji Dziennikarzy.
[...]
I tak skończył się dzień pełen wrażeń. Wróciłem do domu w radosnym nastroju.
Warszawa, 30 stycznia – 1 lutego
Mieczysław Rakowski, Dzienniki polityczne 1958–1962, Warszawa 1998.
Uprzejmie proszę o wpłynięcie na Ministra Oświaty, żeby wycofał instrukcję w sprawie konieczności zgłaszania nauczania religii przy kościele. To sprzeczne z Konstytucją, Dekretem o wolności wyznania, Deklaracją praw człowieka. Państwo ma już możność niedopuszczania do działalności kościelnej na mocy dekretu o obsadzaniu stanowisk kościelnych. Po cóż to bezpośrednie ingerowanie w działalność duszpasterską i uzależnianie od inspektora szkolnego, który z księży może uczyć dzieci Objawienia Bożego? Państwo wie przecież, że każdy proboszcz i wikary muszą na mocy swych święceń przy każdej parafii uczyć dzieci, chociaż jakże często woleliby nie musieć, bo to wielka udręka uczyć dzieci cudze. Umysły i serca moich parafian i tak wzburzone dziś i podniecone, po co dalsze jątrzenie ich? Takem z ambony w październiku 1962 cieszył się z dopuszczenia Obywatela Gomółki [sic!] do steru – samem bezpośrednio na tym skorzystał – bom wyszedł z więzienia, niesłusznie zamknięty – dziś się parafianie moi: górnicy, hutnicy i kolejarze ze mnie śmieją, żem tak stawiał na Obywatela I Sekretarza.
25 czerwca
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Szanowny Towarzyszu!
Ostatnie przedstawienie prowadzonego przez nas teatru STS, które nosi tytuł „Mnie nie jest wszystko jedno”, spotkało się z różnorodnym przyjęciem. Wiadomo nam, że w warszawskim środowisku partyjnym na temat tego przedstawienia od pewnego czasu wygłasza się wiele krytycznych uwag, które w sposób zresztą mało sprecyzowany przekazał nam pracownik Wydziału Kultury KC, tow. Witold Skrablak. Nie wchodząc w tej chwili w szczegóły, pragniemy poinformować Was, Towarzyszu Sekretarzu, że zamiast merytorycznej dyskusji spotykamy się z mniej lub bardziej tendencyjną i fałszywą interpretacją naszych intencji, a także z represjami, w rodzaju niewydania dwóm członkom Rady Artystycznej naszego teatru paszportów. Insynuuje się nam między innymi, że działamy pod wpływem tow. Romana Zambrowskiego. Puszczono nawet plotkę, że w teatrze odbyło się spotkanie z nim. [...]
Nie mamy żadnych możliwości publicznego odcięcia się od podobnych insynuacji, i dlatego zwracamy się bezpośrednio do Was, Towarzyszu Sekretarzu, by Was zapewnić, że głęboko nas one dotknęły. Te podstępne chwyty mają zapewne na celu skłócenie nas z linią polityczną, którą Wy reprezentujecie i realizujecie, a którą my staramy się służyć całą swą dziesięcioletnią działalnością w teatrze, w miarę naszych sił i umiejętności.
Chcemy Was zapewnić, Towarzyszu Sekretarzu, że nie daliśmy się i nie damy wykorzystać przeciwko Wam, a także nie chcemy dopuścić do tego, by nas z Wami skłócono. W związku ze sprawami, które wyżej poruszylismy, prosimy Was o przyjęcie kierownictwa naszego teatru.
Warszawa, 7 maja
Listy do pierwszych sekretarzy KC PZPR (1944–1970), wybór i oprac. Józef Stępień, Warszawa 1994.
Zwracam się do Was, aby zaprotestować tym listem przeciwko niedawnym procesom i wyrokom skazującym Ludwika Hassa, Karola Modzelewskiego, Kazimierza Badowskiego, Romualda Śmiecha, Jacka Kuronia i innych członków Waszej partii. Według wszystkich dostępnych danych, ludzi tych pozbawiono wolności wyłącznie dlatego, że wyrażali rozczarowanie samowolą i korupcją biurokracji, które — jak widzieli — szerzą się w ich kraju. […]
Jeżeli tak wygląda oskarżenie, to wstyd i hańba. Należy zadać kilka pytań. Po pierwsze — dlaczego sąd przesłuchiwał ich w więzieniu? […] Dlaczego nie zapewniono im uczciwego, otwartego procesu? Dlaczego nawet własne gazety nie podały punktów oskarżenia i obrony? Czy dlatego, że proces by tak absurdalny i haniebny, że sami czuliście, że nie można go usprawiedliwić i wytłumaczyć – woleliście spuścić nad nim zasłonę milczenia i niepamięci?
[…] Czy Wy, Władysławie Gomułko, naprawdę wierzycie, że macie w swoim aparacie i administracji wielu ludzi podobnie bezinteresownych i idealistycznych? Rozejrzyjcie się wokół siebie, spójrzcie na te tłumy otaczających Was lawirantów, tych wszystkich oportunistów bez zasad i honoru, którzy płaszczą się przed Wami, Władysławie Gomułko […]. Na ilu z tych biurokratów może liczyć Wasz rząd i socjalizm w godzinie próby tak, jak może liczyć na ludzi, których wtrąciliście do więzienia? […]
Jeszcze niedawno Wasz rząd twierdził nie bez dumy, że w Polsce od 1956 roku nie ma więźniów politycznych. […]
Czy mogę przypomnieć Wam Wasze własne słowa, wypowiedziane w czasie słynnego VIII Plenum PZPR w październiku 1956? „Kult jednostki to nie była tylko kwestia osoby Stalina — stwierdziliście wówczas — był to system przeszczepiony z ZSRR do niemal wszystkich partii komunistycznych… Skończyliśmy lub raczej — kończymy z tym systemem raz na zawsze.”
Ale czy w pewnym stopniu nie przywracacie tego systemu? Czy chcecie, aby procesy uświetniły dziesiątą rocznicę Waszej rehabilitacji i „październikowej wiosny”, w czasie której wzbudziliście tak wielkie nadzieje na przyszłość?
W imię tych nadziei i w imię własnego życiorysu – życiorysu bojownika i więźnia politycznego czasów Piłsudskiego i Stalina — apeluję do Was i Waszych kolegów z Komitetu Centralnego: nie pozwólcie, by trwała ta pomyłka sądowa! Rozwiejcie aurę tajemnicy, otaczającą sprawę Hassa, Modzelewskiego i towarzyszy. Jeśli uważacie, że są oni winni poważnych przestępstw, opublikujcie pełne sprawozdanie z procesu i niech przemówi ono samo za siebie. Tak czy inaczej apeluję do Was, żądając natychmiastowej i publicznej rewizji wyroku. Jeśli odrzucicie te żądania, wystawicie się na potępienie, jako epigoni stalinizmu, winni dławienia własnej partii i kompromitujący socjalistyczną przyszłość.
24 kwietnia
Piotr Śmiłowicz, „Ruch” wobec stabilizacji, „Karta” nr 20, 1996.
Drogie towarzyszki i towarzysze!
Kiedy w tę noc sylwestrową wysłuchaliśmy przed chwilą dźwięków 12 uderzeń zegara, które zamknęły żywot roku starego — 1967 i jednocześnie otworzyły pierwszą kartę księgi życzeń roku nowego — 1968, to pierwsza nasza reakcja na tę zmianę czasu kalendarzowego wyraża się w pytaniu: jaki będzie ten rok nowy? Co niesie dla każdego z nas, dla naszego kraju i narodu, dla świata i ludzkości?
I chociaż nikt na pytanie to odpowiedzieć nie może, to przecież wszyscy witamy ten rok nowy z ufnością i optymizmem, składamy sobie wzajemnie najlepsze życzenia, wierzymy, że nie zawiedzie on naszych nadziei, jesteśmy przeświadczeni, że będzie lepszy od swego poprzednika. [...]
Życzę wszystkim ludziom pracy, aby w swej działalności zawodowej znajdowali dużo zadowolenia, aby pomnażając dorobek we wszystkich dziedzinach budownictwa socjalistycznego, wiązali swe własne dobro z dobrem społecznym, swą własną pomyślność z pomyślnością Polski Ludowej.
Życzę wszystkim członkom partii jak najlepszych wyników w pracy zawodowej i społecznej, organizacyjnego i ideologicznego umacniania swych organizacji partyjnych, dobrego przygotowania V Zjazdu naszej partii.
W nowym roku życzę wszystkim dużo zdrowia, szczęścia i radosnych dni.
Wesołej zabawy — drodzy towarzysze!
Dosiego Roku!
Warszawa, 1 stycznia
„Trybuna Ludu” nr 1, z 2 stycznia 1968.
Sytuacja, w każdym razie wśród literatów, w dalszym ciągu nie jest dobra. Oczywiście nie są oni aż tak groźni, nigdy nas nie będą w stanie obalić. Zdajemy sobie sprawę, że jest to specjalny rodzaj ludzi. Tolerujemy więc ich tak długo, jak długo nie przejawiają otwartej postawy antypartyjnej, staramy się sprowadzić ich na właściwą drogę. Jeśli to nie pomaga — wykluczamy z partii i na pewno jeszcze będziemy musieli wykluczać.
Nie przywiązujemy, oczywiście, przesadnego znaczenia do środowiska pisarzy. Nie uważamy, że wszyscy muszą pisać swoje książki zgodnie z zasadami realizmu socjalistycznego. Nie wtrącamy się do ich warsztatu pisarskiego, pozwalamy stosować dowolną formę pisania, ale nie pozwolimy na szkalowanie władzy ludowej lub fałszowanie rzeczywistości. Są wśród pisarzy jednak ludzie innych poglądów. Uważają oni, że ich rola polega wyłącznie na pokazywaniu złych stron naszego życia, gdyż o dobrych nie ma potrzeby pisać, nie interesują one społeczeństwa. [...]
W sumie wykazujemy wiele cierpliwości i pobłażliwości wobec środowiska twórców. Nie zajmujemy się — na przykład — w ogóle malarstwem. Niech sobie malują, co chcą, również abstrakcję.
Ostrawa, 7 lutego
Zaciskanie pętli. Tajne dokumenty dotyczące Czechosłowacji 1968 r., wstęp i oprac. Andrzej Garlicki i Andrzej Paczkowski, Warszawa 1995.
Dziś bomba: przemówienie [I sekretarza KW PZPR w Katowicach Edwarda] Gierka, równie kłamliwe i drętwe jak Kępy. Tyle że są akcenty progomułkowskie, „my z partią i z towarzyszem Wiesławem”. Czyli zwycięża terror i trzeba było przemówienia Gierka, aby połamał wszelkie przewidywania, że ma on inne stanowisko wobec wydarzeń niż Gomułka.
Warszawa, 15 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Kiedy Gomułka wszedł na podium, sala zaczęła wrzeszczeć: „Wiesław, Wiesław”. Nie mógł jej uciszyć. Potem odśpiewano Sto lat. Wreszcie udało mu się dojść do głosu. W miarę jak przemawiał, zapał sali słabł. Co pewien czas przerywano mu okrzykami: „Wiesław, śmielej! Wiesław, śmielej!”. Zaczęto także skandować: „Gierek, Gierek” oraz „Wiesław — Gierek”. [...]
Gdy Gomułka mówił o Żydach, że kto z nich chce wyjechać, to nie będziemy zatrzymywać, rozległy się okrzyki: „Choćby dziś”. Gdy skończył, nagrodzono go zdawkowymi oklaskami. [...]
W rogu sali zamieniono transparenty. Początkowo były z poparciem Wiesława, potem zniknęły i pojawiły się inne: „Cała władza w ręce ludzi mających jedną ojczyznę”. Wynika z tego, że Biuro Polityczne ma dwie ojczyzny. Rozwinięto także hasło: „Syjoniści do Izraela”. Ktoś także krzyknął: „Żydzi na szubienicę”. Po spotkaniu Gomułka zwrócił się do Kępy z pytaniem: „Kogo tutaj sprowadziliście?”. Ten zaczął się jąkać — robotników, studentów, profesorów. Rapacki, który był świadkiem tej rozmowy, powiedział: „Aaa, to ci profesorowie tak wrzeszczeli”.
Warszawa, 19 marca
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967–1968, Warszawa 1999.
TOWARZYSZE!
W wydarzeniach, jakie miały miejsce, aktywny udział wzięła część młodzieży akademickiej pochodzenia lub narodowości żydowskiej. Rodziny wielu z tych studentów zajmują mniej lub bardziej odpowiedzialne, a także wysokie stanowiska w naszym państwie. Ta przede wszystkim okoliczność spowodowała, iż na fali tych wydarzeń wypłynęło, opacznie nieraz pojmowane hasło walki z syjonizmem.
Czy w Polsce są żydowscy nacjonaliści, wyznawcy ideologii syjonistycznej? Na pewno tak. Byłoby jednak nieporozumieniem, gdyby ktoś chciał dopatrywać się w syjonizmie niebezpieczeństwa dla socjalizmu w Polsce, dla jej ustroju społeczno-politycznego [...].
Nie oznacza to jednak, że w Polsce nie ma w ogóle problemu, który nazwałbym samookreśleniem się części Żydów — obywateli naszego państwa. O co mi chodzi, przedstawię na przykładach.
Chodzi tu o protesty studenckie w marcu 1968 r.
W roku ubiegłym podczas czerwcowej agresji Izraela przeciw państwom arabskim określona liczba Żydów w różnych formach objawiała chęć wyjazdu do Izraela celem wzięcia udziału w wojnie z Arabami. Nie ulega wątpliwości, że ta kategoria Żydów obywateli polskich uczuciowo i rozumowo nie jest związana z Polską, lecz z państwem Izrael. Są to na pewno nacjonaliści żydowscy. Czy można mieć do nich za to pretensje? Tylko takie, jakie żywią komuniści do wszystkich nacjonalistów, bez względu na ich narodowość. Przypuszczam, że ta kategoria Żydów wcześniej lub później opuści nasz kraj.
W swoim czasie otworzyliśmy szeroko nasze granice dla wszystkich, którzy nie chcieli być obywatelami naszego państwa i postanowili udać się do Izraela. Również i dziś tym, którzy uważają Izrael za swoją ojczyznę, gotowi jesteśmy wydać emigracyjne paszporty [...].
Nie ulega wątpliwości, że i obecnie znajduje się w naszym kraju określona liczba ludzi, obywateli naszego państwa, którzy nie czują się ani Polakami, ani Żydami. Nie można mieć do nich o to pretensji. Nikt nikomu nie jest w stanie narzucić poczucia narodowości, jeśli go nie posiada. Z racji swych kosmopolitycznych uczuć ludzie tacy powinni jednak unikać dziedzin pracy, w których afirmacja narodowa staje się rzeczą niezbędną.
Jest wreszcie trzecia, najliczniejsza grupa naszych obywateli pochodzenia żydowskiego, którzy wszystkimi korzeniami wrośli w ziemię, na której się urodzili i dla których Polska jest jedyną ojczyzną. Wielu z nich zajmuje odpowiedzialne stanowiska państwowe i partyjne, pracując na kierowniczych stanowiskach, w różnych dziedzinach naszego życia. Wielu z nich swą pracą i walką rzetelnie zasłużyło się Polsce Ludowej, sprawie budowy socjalizmu w naszym kraju. Partia ceni ich za to wysoko.
Niezależnie jednak od tego, jakie uczucia nurtują obywateli naszego kraju pochodzenia żydowskiego, partia nasza przeciwstawia się z całą stanowczością wszelkim zjawiskom, które noszą cechy antysemityzmu. Syjonizm zwalczamy, jako program polityczny, jako nacjonalizm żydowski — i to jest słuszne. Nie ma to nic wspólnego z antysemityzmem. Antysemityzm ma miejsce wówczas, jeśli ktoś występuje przeciwko Żydom dlatego, że są Żydami. Syjonizm i antysemityzm — to dwie strony tego samego nacjonalistycznego medalu [...].
Warszawa, 19 marca
Przemówienie tow. Wł. Gomułki do aktywu partyjnego, „Trybuna Ludu”, nr 79, Warszawa 1968, [cyt. za:] Dzieje Żydów w Polsce. Wybór tekstów źródłowych 1944-1968, oprac. Alina Cała, Helena Datner-Śpiewak, Warszawa 1997.
O intencjach organizatorów zebrania Warszawskiego Oddziału Związku Literatów Polskich [29 lutego] świadczy nie tyle i nie tylko podjęta tam rezolucja, lecz przede wszystkim przebieg tego zebrania, treść szeregu przemówień, jakie tam wygłoszono. Inspiratorom zwołania nadzwyczajnego zebrania pisarzy stolicy nie chodziło bynajmniej o uzyskanie wyjaśnień w sprawie zdjęcia Dziadów. Chodziło im o zorganizowanie demonstracji pisarzy, o rozpalenie atmosfery podniecenia i niepokoju i przeniesienie jej poza środowisko pisarzy. Chodziło im o rozpalenie walki skierowanej przeciwko kierownictwu naszej partii, przeciw rządowi, przeciw władzy ludowej. Te swoje reakcyjne cele zasłonili oszukańczym hasłem obrony kultury narodowej.
Warszawa, 19 marca
Jerzy Eisler, Marzec 1968, Warszawa 1991.
Odbieram to [przemówienie Władysława Gomułki z 19 marca] z uczuciem mieszanym. Z jednej strony — współczucie dla człowieka, który się bardzo męczy swoją pozycją, do której nie jest przygotowany. Posługuje się materiałem, którego nie rozumie, wyrazami, z którymi nie jest oswojony. Wąski horyzont myślowy sprawia, że roznamiętnia się dla drobiazgów, posługuje się materiałem śmieciarskim, nie pomija niczego. Wyakcentował „rządy ciemniaków”, robiąc zielone światło dla figla S. Kisielewskiego, który można by pominąć milczeniem. Objawił raz jeszcze swoją jedyną nadzieję na ZSRR. Kłaniał się Moskwie, oburzał się na artystów i młodzież polską — za „obrażony” kraj radziecki. Winę zwalił na „nauczycieli-pedagogów” na Uniwersytetach, za których trzeba się wziąć. Unikał Kościoła. Bardzo to bolesne widowisko.
19 marca
Jerzy Eisler, Polski rok 1968, Warszawa 2006.
O godzinie 18.00 w klubie przy telewizorze dla wysłuchania mowy Gomułki. Była to chwila historyczna. Na tę mowę czekała cała Polska. Przed godziną 18.00 w Sali Kongresowej zebrał się aktyw partyjny. Owacja dla Gomułki trwała chyba z kwadrans. [...]
Chyba trzy czwarte mowy poświęcił Gomułka wyjaśnianiu, dlaczego Dziady zostały zdjęte z afisza, następnie zaatakował brutalnie oddział warszawski Związku Literatów i zwłaszcza personalnie Kisielewskiego, Jasienicę, Słonimskiego. Związek Literatów oraz wymienieni pisarze to według Gomułki inspiratorzy zajść w Warszawie. Atak na Kisiela był rodzajem wiecowej pyskówki, za to atak na Jasienicę czymś potwornym, ponieważ wywlókł bardzo dramatyczne akowskie sprawy Jasienicy sprzed 23 lat. O Słonimskim powiedział, że nie czuje się on Polakiem, na dowód czego przytoczył bardzo piękne wyznanie Słonimskiego drukowane w „Wiadomościach Literackich” 46 lat temu. Atak na profesorów godził także w młodzież.
Najważniejsze jednak stało się, w momencie kiedy Gomułka poruszał sprawę syjonistów i Żydów. Cała sala wyła: „Do Izraela, do Dajana!”. Nastrój antysemicki był nie do zniesienia. Tymczasem Gomułka zaczął wyjaśniać, co to jest syjonizm i odcinał się od antysemityzmu. Sala wtedy zawyła: „Gierek, Gierek!”. Był to szok dla telewidzów i zapewne dla Gomułki. Widać, że Gomułka nie spodziewał się tak żywiołowej przeciwko niemu reakcji. Im dalej Gomułka brnął w obronie Żydów przed antysemityzmem, tym większe były okrzyki na cześć Gierka, który w swym katowickim przemówieniu powiedział ostateczne, najwulgarniejsze slogany antyżydowskie i antyinteligenckie. Deeskalacja braw dla Gomułki była aż nadto wymowna. I o dziwo! Gomułka nie poruszył sprawy Zambrowskiego, [Stefana] Staszewskiego i innych Żydów. Co też było wielkim rozczarowaniem dla sali. Gomułka obiecał przywrócić Dziady, obiecał młodzieży we właściwym czasie rozważyć te postulaty, które uzna za słuszne. Pozdrowił na koniec klasę robotniczą, zapomniawszy o chłopach, no i pozdrowił milicję. Więc kozłem ofiarnym stał się Związek Literatów, profesorowie, inteligencja. Efekt polityczny jest taki, że nie zjednał sobie aktywistów partyjnych, obraził środowiska twórcze i naukowe, zraził w ogóle całe społeczeństwo. Wystąpienie Gomułki świadczy też o walkach i tarciach wewnątrz partii. Widocznie partia przeraziła się antysemityzmu i swojej obłąkańczej propagandy w rodzaju Gierka, Kępy i innych sekretarzy wojewódzkich, którzy grali na nucie antysyjonistycznej.
Warszawa, 19 marca
Jerzy Zawieyski, Dzienniki, [cyt. za:] Interpelacja, „Karta”, nr 64, 2010.
Obawiamy się, Towarzyszu Wiesławie, że nasza decyzja pozostania w nocy na terenie UW, powzięta po Waszym przemówieniu, może wyglądać z pozoru, lub może być Wam przedstawiona, jako akt nieufności. Z całym naciskiem oświadczamy, że tak nie jest. Doceniamy w pełni Wasze oświadczenie, iż rezolucje studenckie uchwalane na legalnych wiecach zostaną przestudiowane, i rozumiemy też w pełni, że z chwilą kiedy ma się to odbyć z Waszym udziałem, na czym nam bardzo zależy, sprawa wymaga pewnego czasu. Decyzja strajku wynikła z całej serii motywów. Dla jednych była to przede wszystkim reakcja goryczy na oświadczenia prasowe, dla innych — akt solidarności z uczelniami, które wcześniej rozpoczęły strajk okupacyjny. Dla wszystkich — sposób podkreślenia wagi, jaką przywiązują do zgłaszanych rezolucji. Liczymy, że nie potraktujecie naszej decyzji jako błędu, a przynajmniej jako wielkiego błędu.
Jeśli uznalibyście nasze posunięcie za błąd, to chyba wolno nam twierdzić, że nie wynikało ono z innych pobudek, jak z troski o nasze cele. Nasze cele to współdziałanie w budowie Polski socjalistycznej, w umacnianiu sojuszu ze Związkiem Radzieckim, w pogłębianiu demokracji socjalistycznej w Polsce. Nasza bezpośrednia troska to dążenie do wlania bogatszej treści w te formy życia studenckiego, które już skostniały, do pogłębienia więzi z profesurą. Wiemy dobrze, że bez Was nie osiągniemy tego celu. Wierzymy, że przy Waszym zrozumieniu i opiece ruch studencki, choć przecież nie od początku dojrzały, będzie służył dobru Polski Ludowej, która Wam tak głęboko leży na sercu.
Warszawa, 21/22 marca
Czesław Bobrowski, Wspomnienia ze stulecia, Lublin 1985.
Tow. Stefan Jędrychowski:
[...] W praktycznej działalności na zebraniach organizacji partyjnej wykluczani są towarzysze, nie tylko syjoniści. Dotyczy to również towarzyszy, którzy nie są Żydami, ale uchodzą za Żydów, jak np. towarzysz Naszkowski. Np. na zebraniu w Zakładach Kasprzaka, gdzie był tow. Szyr, mówiono, że Naszkowski gratulował ambasadorowi Izraela zwycięstwa i opóźnił zerwanie stosunków dyplomatycznych z Izraelem. W ten sposób określonych ludzi bierze się na cel. [...]
Jest ważne, aby widzieć również te kategorie Żydów pochodzenia polskiego, o których mówił Władysław Gomułka w swoim referacie, że uważają się za Polaków. W przeciwnym razie dojdzie do tego, że trzeba będzie legitymować się metrykami, wyszukiwać dziadków i babcie, aby udowodnić, iż nie jest się Żydem.
[...]
Tow. Kliszko:
Dziś mamy powszechne wołanie, żeby towarzysze pochodzenia żydowskiego nie zajmowali czołowych stanowisk.
Możliwe, że jak MO biła na UW — to niejednemu dostało się niewinnie. Niejednemu może się również zdarzyć, że znajdzie się w niedobrej sytuacji. Jest tak, że towarzysze pochodzenia żydowskiego często nie zabierają głosu, a jak zabierają — to o antysemityzmie. Widzą tylko jedną stronę, czyli b. wąski odcinek. A tu tymczasem była próba wyprowadzenia na ulicę i doprowadzenia do przelewu krwi. Była próba uderzenia w same podstawy ustroju socjalistycznego. Nie ma gwarancji, że nie może dokonać się pokojowe przejście od socjalizmu do kapitalizmu.
Ośrodki tzw. tradycyjnej reakcji były mniej aktywne w ostatnich wydarzeniach. Kościół włączył się później. Największą rolę odegrały elementy rewizjonistyczne. Kołakowski — to przede wszystkim rewizjonista, nie ma żadnego szacunku dla ustroju socjalistycznego, uważał, że to się wszystko rozsypie.
[...]
Tow. Szyr:
Są pewne granice propagandy, po przekroczeniu których bije ona sama w siebie. Pojawiły się sformułowania szkodliwe, a propaganda powinna być celna i przekonywająca. Jeżeli chodzi o propagandę przeciw syjonistom i sprawę samookreślania się osób pochodzenia żydowskiego. Niektórzy towarzysze, działając w swoich organizacjach i wypowiadając się tam za linia partii, uważają, że to wystarczy, że nie muszą już pisać artykułów na temat swego stosunku do syjonizmu. Jeśli się przyjmie, że partia życzy sobie, ażeby te osoby, które uratowały się z getta, pisały, to chyba od tej strony, a nie od strony tłumaczenia się, że jest się pochodzenia żydowskiego. Przecież nie każdy musi udowadniać, że nie jest syjonistą, tak jak się wymaga, aby każdy udowadniał, że nie jest winien. A jednak takie imputowanie odbywa się.
Co ma robić tow. Szyr? Ja nie mogę być pod takim pręgierzem. Byłem i jestem komunistą. Problem samookreślania się to jest też problem stosunku do człowieka i obrony człowieka. Ja na Kasprzaku mówiłem, że jestem niedzisiejszy, zawsze walczyłem. Dziś ludzie nie znają walki między komunistami żydowskimi a syjonistami przed wojną. Nie można mówić, że każdy jest syjonistą. A to się imputuje. W tym mętliku trzeba widzieć i zdrowe elementy.
[...]
Tow. Gomułka:
Nad punktem sprawy personalne rozwinęła się dyskusja o nieco szerszej treści. Wszyscy wyrazili zgodę co do wniosków personalnych. Również w sprawie odwołania Zawieyskiego z Rady Państwa. Dyskusja wynikła w związku z wystąpieniem tow. Jędrychowskiego na temat syjonizmu, kierunków naszej propagandy itp. [...]
To, co powiedział tow. Jędrychowski, było trochę jednobokie. Trzeba widzieć całość zagadnienia. W tych trudnych dniach prasa, radio i TV niezmiernie nam pomogły, zajęły zdrowe stanowisko. Nie możemy być tylko zadowoleni z pozycji „Polityki”. Zawarta tam argumentacja nie była dobra. W innych czasopismach były mniejsze błędy. [...]
Jest to oczywiste wypaczenie, że wszystkich rewizjonistów zalicza się do syjonistów. Wiąże się to z agresją Izraela, z kampanią antypolską prowadzoną przez organizację syjonistyczną oraz z tym, że długo nie można było nic mówić na te tematy, gdyż było to z miejsca określane jako antysemityzm. Klasa robotnicza nawet nie bardzo dobrze rozumie, co to syjonizm. Do tego wszystkiego sprawa rewizjonizmu miesza się w umysłach wielu ludzi z rewizjonizmem zachodnioniemieckim. Stąd powstało takie krzywe zwierciadło. W rzeczywistości, jak już mówiłem, nigdy syjonizm nie będzie nam zagrażać, nie ta ideologia jest dla nas niebezpieczna. W tym zakresie ma rację tow. Jędrychowski, że u nas pomieszało się pojęcie syjonizmu z rewizjonizmem. Hasło: oczyścić partię z syjonistów, powinno właściwie brzmieć: oczyścić partię z rewizjonistów. Obejmowałoby ono wówczas w sposób właściwy zarówno Żydów, jak i Polaków. Syjonistów jako takich właściwie nie mieliśmy w partii. Cały kompleks tych spraw załamał się jednak pod kątem działania praktycznego. Potrzebne jest naświetlenie tych spraw w prasie. Pisać powinni wszyscy, również tow. Szyr może publikować artykuł. Oczywiście nie musi się tłumaczyć, że kimś nie jest. Ale np. na temat agresji izraelskiej mogą pisać wszyscy. [...]
Są niezdrowe tendencje atakowania każdego Żyda za to, że jest Żydem. Opowiadano mi, że w jednej z central MHZ jest dyrektorem Żyd, którego za wszelką cenę chcą usunąć, choć nie mogą wysunąć żadnego zarzutu przeciwko niemu. Jest podobno dobrym dyrektorem. Trzeba podjąć zdecydowaną kampanię przeciwko takiemu postępowaniu. Na tle antypolskiej kampanii za granicą mogą rodzić się nastroje antysemickie. Są zresztą też i antysemici.
Miały u nas miejsce poważne sprawy, mogło dojść do przelewu krwi. Ponieważ wymieniono wiele osób o nazwiskach żydowskich, wśród klasy robotniczej mogą pojawiać się nastroje, żeby rozprawić się w ogóle z Żydami. Trzeba widzieć to niebezpieczeństwo i przeciwstawić się.
[...] Wypowiedzi niektórych pracowników KC są skandaliczne. Ludzie zgnili, odeszli, kipią nienawiścią. Mam dowody strasznej nienawiści w niektórych środowiskach. Zauważyłem, że trzeba było zwiększyć ochronę mojej osoby. Piszą do mnie ohydne listy. Jeśli widzi się więc tylko przegięcia, a nie widzi się tej strony zagadnienia, jest to jednobokie.
Trzeba pisać na te tematy. W tym zakresie jest duże ubóstwo. Kto z nas pisze? Ludzie mają słuszną pretensję, że inni milczą, a tylko Gomułka przemawia.
Warszawa, 8 kwietnia
Notatka z dyskusji na posiedzeniu Biura Politycznego z dn. 8.IV.68 (pkt. 5 porz. Dz. — sprawy personalne), [cyt. za:] Andrzej Garlicki, Z tajnych archiwów, Warszawa 1993.
Niniejszym oświadczam, że swoje przemówienie na nadzwyczajnym walnym zebraniu oddziału warszawskiego ZLP w dniu 29 lutego b.r. uważam za nieudane, nieskuteczne, a zatem politycznie szkodliwe.
Przemówienia tego nie napisałem zawczasu, po pierwsze dlatego, że miało być repliką na wrogie przemówienia, wygłoszone poprzednio przez opozycję, po drugie zaś, ponieważ nigdy nie mówię „z papierka”. Ale na powyższym zebraniu powstał nastrój tak wrogi wobec pozycji partii, że większości przemówień nie słyszałem, nie mogłem usiedzieć w sali, bojąc się, że nerwowo nie wytrzymam i nie potrafię na koniec niczego powiedzieć. Gdy zabrałem głos, wiedziałem, że repliki atakującym politykę partii już niczego nie dadzą, starałem się już tylko przeciągnąć na rzecz partyjnej rezolucji pewną ilość głosów. Wydało mi się, że można będzie to osiągnąć przez użycie najważniejszego, istotnego argumentu politycznego: o słuszności generalnej linii politycznej tow. Gomułki. Aby do świadomości rozhisteryzowanej sali dotarł ten argument, użyłem prostego chwytu retorycznego, mówiąc o drobnych, codziennych wadach charakteru tow. Gomułki. Gdybym mówił o nim w tonie podniosłym, nikt by nie zareagował na końcowy argument polityczny. Nie przypominam sobie, żebym użył zwrotu „facet”, użyłem natomiast słowa „człowiek”. Nie poprawiałem stenogramu swego przemówienia, ponieważ do tego zebrania nie potrafię wrócić, nie czytałem niczyich na nim przemówień, wszystko to jest dla mnie zbyt bolesne. Natomiast wiem, że stenografowie na nim popełniali błędy, omijali pewne rzeczy, np. oświadczenie Olchy. Być może i w moim przemówieniu dopuścili się drobnych błędów.
[...]
Także i druga część mego przemówienia — jak sobie ją przypominam — była nieudana i nieprzyjemna. Próbowałem prosić zdecydowanych wrogów naszej polityki o kredyt zaufania, powoływałem się na ewentualne rokowania z władzami. Być może zyskałem w ten sposób 20-30 dodatkowych głosów, ale nawet w razie zwycięstwa naszej rezolucji, byłaby to chyba za duża cena jak na poniżanie się moje — bądź co bądź sekretarza organizacji partyjnej wobec wrogiej większości sali.
W pewnej mierze tłumaczę sam sobie ogromnym napięciem nerwowym, w którym przebywałem. Przed zebraniem tyle razy uprzedzano nas o kolosalnym znaczeniu politycznym wyniku zebrania, że widząc fatalną sytuację na sali, szukałem rozpaczliwie jakiegoś wyjścia, które by mogło odmienić niedobry dla nas wynik głosowania. Nie udało mi się tego dokonać, w dodatku dopuściłem się naruszenia autorytetu partii i tow. Gomułki.
Mam pełną świadomość tego i gotów jestem ponieść wszystkie konsekwencje, które kierownictwo partii uzna za właściwe.
Warszawa, 10 kwietnia
Marta Fik, Marcowa kultura, Warszawa 1995.
W dniu święta majowego serdecznie pozdrawiamy:
– naszą uczącą się i pracującą młodzież, dzisiejszych i jutrzejszych kontynuatorów dzieła swych ojców — budowniczych socjalizmu,
– żołnierzy i oficerów Wojska Polskiego, zawsze wiernych Polsce Ludowej, stojących na straży bezpieczeństwa jej granic,
– milicjantów, ORMO-wców, pracowników organów bezpieczeństwa wewnętrznego, którzy, służąc narodowi, strzegą ładu i porządku publicznego.
Warszawa, 1 maja
„Trybuna Ludu” nr 120, z 2 maja 1968.
Na bocznej trybunie. Pochód przeszedł normalnie. Nie było incydentów, których się obawiano. Dzień przedtem byłem w Białym Domu i zauważyłem, że wszyscy byli tam w „ogromnych nerwach”. Najbardziej zabawne było obserwowanie niektórych towarzyszy. Otóż za trybuną — jak co roku — gromadzą się różni towarzysze. W tym roku także, ale każdy ze swoimi. To już nie jest jedna partia. W moim przekonaniu nastąpiło rozczłonkowanie tej „jednolitej partii”.
Stałem na trybunie i słuchałem, jak Wiesław protestował przeciwko pomawianiu nas o antysemityzm, a stojąca obok mnie tow. Pelowska (kierownik Biura Listów KC) opowiadała mi o jednej tragedii za drugą, o ludziach usuwanych z pracy i z partii tylko dlatego, że są Żydami. Ten człowiek, który przemawiał, nic nie wie o tym, co się faktycznie dzieje w kraju.
Warszawa, 1 maja
Mieczysław M. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967-68, Warszawa 1999.
Szanowna Pani,
Pragnę panią ostrzec przed upominaniem się o odpowiedź na list od Gomułki. Na list, który pani niedawno [23 lutego 1968] wysłała odpowiedzi Pani nie otrzyma. I nie radziłbym także występować na zebraniu partyjnym i opowiadać o swoim przesłuchaniu. Niech pani pamięta, że nie ma Pani świadków. Jeśli pani nie zamilknie, nie skończy pani studiów, tak jak Michnik i Szlajfer, którzy zostali skreśleni z listy studentów.
Przyjaciel
Warszawa, 2 maja
Marzec ‘68. Między tragedią a podłością, oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
Kontrrewolucja działa pod szyldem ulepszania socjalizmu, rozszerzania demokracji socjalistycznej. I w najszerszym zakresie widzimy to np. w Czechosłowacji. W żadnym wypadku nie zgadzam się z tow. Kadarem, że w Czechosłowacji nie ma kontrrewolucji. Gdybyśmy wychodzili z takich założeń, to wszystkie nasze wnioski byłyby błędne. Co prawda tow. Kadar zgadza się ze wszystkimi propozycjami, z których najważniejsze to przeprowadzenie wspólnych manewrów, w tym — na terytorium Czechosłowacji. Jest to jeden z ważnych, ale dopiero pierwszych kroków na drodze naszej akcji pomocy dla KPCz.
Moskwa, 8 maja
Zaciskanie pętli. Tajne dokumenty dotyczące Czechosłowacji 1968 r., wstęp i oprac. Andrzej Garlicki i Andrzej Paczkowski, Warszawa 1995.
Czuję się w obowiązku poinformować Was o sprawach, z którymi zetknęłam się, a które budzą mój poważny niepokój. [...]
W czasie pierwszej bytności w Pałacu Mostowskich zaproponowano mi współpracę, argumentując to: „My wszystko możemy, możemy ułatwić otrzymanie pracy w katedrze lub PAN-ie, ukończenie studiów, ale możemy także wszystko to utrudnić”. Współpracy odmówiłam.
Przesłuchiwano mnie między innymi 16 lutego br.. Zasłyszane wtedy sformułowania do tego stopnia mną wstrząsnęły, że napisałam do Was list, który złożyłam na dzienniku podawczym w KC. List ten nie dotarł do Was, a trafił do Pałacu Mostowskich i znajduje się w „mojej teczce” (pokazywano mi go). W parę dni po złożeniu tego listu otrzymałam anonim. [...]
24 maja zostałam zatrzymana w Białowieży wraz z Andrzejem Duraczem (nabierał tam sił po złamaniu nogi). Pod czteroosobowym konwojem z psem, przewieziono mnie do Warszawy. Od tej chwili jestem co pewien czas zatrzymywana na 48 godzin i przesłuchiwana jako świadek. Przesłuchiwań takich było 3. Za każdym razem starano się mnie skłaniać do złożenia fałszywych zeznań. [...]
3. Wszystkie przesłuchania obfitowały w akcenty antysemickie. Nazywano mnie „dziewczyną tego Żyda z kędzierzawymi włosami” — mowa o Andrzeju Duraczu. Naigrywano się z moich „upodobań do tych czarnych, kędzierzawych”. W czasie drugiego przesłuchania usłyszałam: „Ile pani Żydzi płacą, żeby ich bronić” (Dotyczyło to listu do Was). Albo „Polka z Żydem może sobie poromansować, ale na stałe się wiązać — nigdy”.
Utrzymywano, że jestem narzędziem w rękach moich kolegów — Żydów. Podczas ostatniego przesłuchania w następujący sposób określono sytuację w Polsce: „Żydzi doprowadzili do kłopotów gospodarczych, zainteresowani są bowiem tylko własnymi kieszeniami. To jest rasa, która w każdej sytuacji, w każdym kraju znajdzie wygodne miejsce dla siebie. Po co pani broni tych deutschgewandów i szlajferów. Żydzi zawsze sobie poradzą, zagranica ich wesprze, a pani pozostanie bez środków do życia, a wtedy ci pani koledzy nawet palcem nie kiwną, aby pani pomóc”.
4. W czasie drugiego zatrzymania użyto w stosunku do mnie niedozwolonych metod i tak: bito mnie po twarzy i zakuto mi obie ręce z tyłu (tak skuta spałam całą noc na podłodze bez materaca, przy otwartym oknie, przez całą noc świeciła mi nad głową silna żarówka). W czasie przesłuchań świecono mi w oczy oślepiającymi dwoma reflektorami. W czasie pierwszego i drugiego zatrzymania przez dwie doby nie dostawałam wody, jedzenia, wody do mycia. W czasie drugiego zatrzymania pod pozorem podania mi kropli wzmacniających – zaaplikowano mi środek, po którym wymiotowałam przez cały dzień. Mimo to przesłuchania nie przerwano i nawet mnie nie rozkuto. Okazywano mi nakaz zatrzymania jako podejrzanej — bez daty — oświadczono mi przy tym, że w każdej chwili można datę wstawić i że „od pani zależy, czy będzie pani z synkiem, czy w więzieniu”. Wielokrotnie powtarzano mi też, że tylko ode mnie zależy, czy Andrzej Duracz będzie bity.
Wszystkie te fakty podałam w postaci możliwie lakonicznej, nie próbując oddać w pełni grozy i owej pajęczyny antysemityzmu, która towarzyszyła moim przesłuchaniom.
Wierzę, że Wy najlepiej potraficie zrozumieć i ocenić wymowę podanych faktów.
Warszawa, po 24 maja
Marzec ‘68. Między tragedią a podłością, oprac. Grzegorz Sołtysiak i Józef Stępień, [b.m.] 1998.
Gomułka:
[...] Breżniew proponuje zastanowić się, jakie kroki należy podjąć i czy nie należy wprowadzić wojska do Czechosłowacji. W tym wypadku potrzebny byłby udział chociażby symbolicznie jednostek polskich. Marsz. Jakubowski otrzymał polecenie, aby po zakończeniu manewrów nie opuszczał terenu Czechosłowacji. Ma tam ok. 4 pułki i 400 czołgów. Na razie prowadzi zabawę w ciuciubabkę, tłumaczy Czechom, ze nie może się wycofywać, gdyż musi remontować sprzęt. Są wypadki prowokacji w kontaktach z wojskami czechosłowackimi. Czesi twierdzą, że manewry są sprzeczne z ustaleniami ze strona radziecką. Obawiają się, że wojska radzieckie nie zechcą wyjść.
[...]
Gierek:
[...] Nie wierzę, żeby kierownictwo KPCz dało sobie samo radę. (Gomułka: Oni nawet sami nie chcą!) Liczebność Partii jest pozorna. W zebraniach bierze udział 20-30% członków partii. Częste są wypadki zastraszania członków Partii, pisanie anonimów itp.
Powinniśmy być za wprowadzeniem wojsk, również polskich, z tym że nasze jednostki nie powinny wchodzić do Zaolzia, raczej gdzieś dalej na Zachód.
Gomułka:
Nie wiadomo, jakie stanowisko zajmą radzieccy. Mówiłem Breżniewowi, że niezbędne jest wprowadzenie wojsk, ale on twierdzi, że sprawa jeszcze jest otwarta.
Jeszcze trwa faza „papierkowa” (listy, narady itp.) [...].
Dla radzieckich jest obecnie problem wyboru: kiedy i jak?
Reakcja w Czechosłowacji zdobyła już określone pozycje i walczy o dalsze. Zbliżający się Zjazd KPCz będzie zjazdem likwidacji Partii i przekształcenia jej w partię socjaldemokratyczną. W nowym statucie mają być zabezpieczone demokratyczne prawa mniejszości, likwidacja centralizmu demokratycznego itd. Potem maja być rozpisane wybory do parlamentu. Jest to proces stopniowego, ewolucyjnego przekształcenia CSRS w republikę burżuazyjną.
Radzieccy mogli interweniować wcześniej, póki był Novotny, który mógł zażądać wprowadzenia wojsk. Teraz nie ma takich sił, które zażądają wprowadzenia wojsk. Musi dojść do rozłamu w partii, aby jej część zwróciła się o pomoc. Musi dojść w Partii do walki wewnętrznej, może wokół obecności obcych wojsk? Ale nie można wykluczyć, że wszyscy będą przeciwni wejściu wojsk. Co zrobimy wówczas?
[...]
Radzieccy robią to wszystko w rękawiczkach. Gdyby to zależało od nas, to już bym ich dawno złamał.
[...]
Możemy radzieckim powiedzieć, że wprowadzimy nasze wojska, bo tu idzie o nasze bezpieczeństwo. Do diabła z suwerennością! Jeśli zaś nie chcą, to niech ustępują dalej. Tam są teraz ludzie zastraszeni, wielu popełniło samobójstwo.
[...]
Najmniej podoba mi się, aby wojska polskie wchodziły razem z wojskami radzieckimi. Całe odium spadnie wówczas na Polskę. Chyba, żeby wówczas uczestniczyli też Węgrzy.
Cyrankiewicz:
Oczywiście, wejście wojsk radzieckich, to inna sprawa niż kiedy wejdą wojska nasze, NRD, Węgry itd.
Gierek:
Nie można wykluczyć, że może tam dojść do walk, terroru, kontrrewolucji.
Warszawa, 4 lipca
Archiwum Akt Nowych — zespół KC PZPR.
Władysław Gomułka:
Breżniew proponuje zastanowić się, jakie kroki należy podjąć i czy nie należy wprowadzić wojska do Czechosłowacji. W tym wypadku potrzebny byłby udział chociażby symboliczny jednostek polskich. Marszałek [Iwan] Jakubowski otrzymał polecenie, aby po zakończeniu manewrów nie opuszczał terenu Czechosłowacji. Ma tam około: cztery pułki i 400 czołgów. Na razie prowadzi zabawę w ciuciubabkę, tłumaczy Czechom, że nie może się wycofywać, gdyż musi remontować sprzęt. [...]
Edward Gierek:
[...] Nie wierzę, żeby kierownictwo KPCz dało sobie samo radę.
Władysław Gomułka:
Oni nawet sami nie chcą!
Edward Gierek:
Liczebność partii jest pozorna. W zebraniach bierze udział 20–30 procent członków partii. Częste są wypadki zastraszania członków partii, pisanie anonimów itp. Powinniśmy być za wprowadzeniem wojsk, również polskich, z tym że nasze jednostki nie powinny wchodzić do Zaolzia, raczej gdzieś dalej na zachód.
Władysław Gomułka:
Nie wiadomo, jakie stanowisko zajmą radzieccy. Mówiłem Breżniewowi, że niezbędne jest wprowadzenie wojsk, ale on twierdzi, że sprawa jeszcze jest otwarta. Jeszcze trwa faza „papierkowa” (listy, narady itp.). [...] Dla radzieckich jest obecnie problem wyboru: kiedy i jak? [...] Radzieccy robią to wszystko w rękawiczkach. Gdyby to zależało od nas, to już bym ich dawno złamał. [...] Możemy radzieckim powiedzieć, że wprowadzimy nasze wojska, bo tu idzie o nasze bezpieczeństwo. Do diabła z suwerennością!
Warszawa, 5 lipca
Gomułka: Myślę, że przeważająca część kierownictwa czeskiej partii została opanowana przez rewizjonizm. A zawsze już tak jest, że kiedy do władzy dochodzą rewizjoniści, to przede wszystkim zamykają usta swoim przeciwnikom ideowym.
[...] W istocie rzeczy w całej tej tzw. dyskusji, jaka obecnie odbywa się w czeskiej partii, chodzi o to, aby jak najszybciej usunąć kadrę partyjną. [...] zdezorientować i oszukać masy członkowskie partii. Taki jest sens tych wszystkich poczynań. [...]
Kadar: W Czechosłowacji obecnie sytuacja jest znacznie gorsza niż dwa czy trzy miesiące temu. Istniejąca sytuacja wymaga zdecydowanego wystąpienia ze strony sił komunistycznych. Dotyczy to zarówno oświadczenia Dwa tysiące słów [petycja wzywająca do pogłębienia reform], jak też sprawy powoływania do życia nowych partii i organizacji politycznych.
[...] Istnieją symptomy, które świadczą o tym, iż grupa tzw. ultraradykałów, która zagarnęła w swoje ręce prasę i inne środki masowej informacji, jest silna również w Komitecie Centralnym. Grupa ta czyni wszystko, aby spowodować zamęt w szeregach partii i w klasie robotniczej.
[...] Decydujące jest to, aby w Czechosłowacji, a zwłaszcza w szeregach KPCz, ujawniły się i wystąpiły takie siły, które my możemy poprzeć.
[...] Należy zmobilizować siły komunistyczne i rozpocząć zdecydowaną walkę. Jeśli to nastąpi, wówczas nasza sytuacja będzie prostsza i lżejsza. [...]
Żivkov: W Czechosłowacji można obserwować szeroką kapitulację wielu zdrowych sił. Partia nie jest już czynnikiem kierującym. W partii najbardziej aktywne są siły rewizjonistyczne i kontrrewolucyjne. Siły kontrrewolucyjne w Czechosłowacji umacniają się z dnia na dzień. Zmobilizowane do działania zostały wszystkie ośrodki kontrrewolucyjne kierowane przez imperialistów amerykańskich i zachodnioniemieckich. Właściwie nie możemy przytoczyć ani jednego faktu świadczącego o tym, iż zdrowe siły w partii są mobilizowane do walki z kontrrewolucją. Powstaje pytanie — co robić, aby temu przeciwdziałać.
Przed naszymi partiami stoją historyczne zadania i historyczna odpowiedzialność. Chodzi bowiem o losy socjalizmu w Czechosłowacji. Jest to bardzo poważny konflikt całej naszej wspólnoty z całym systemem imperialistycznym. Imperialiści wybrali Czechosłowację, która stała się obecnie głównym ogniwem w walce dwóch systemów. Wyczerpane już zostały wszystkie te możliwości działania, o których mówił tow. Kadar.
[...] Właściwie istnieje jedno wyjście — zdecydowana pomoc ze strony naszych partii, państw Układu Warszawskiego dla Czechosłowacji. Nie możemy obecnie polegać na wewnętrznych siłach Czechosłowacji. Nie ma tam bowiem takich sił, które mogłyby podjąć się realizacji tych spraw, o których będziemy pisali w naszym liście. Tylko w oparciu o siły zbrojne Układu Warszawskiego można będzie zmienić sytuację.
Breżniew: My, podobnie jak wszyscy, jak wszystkie delegacje, oczywiście bardzo żałujemy, że nie są tu obecni towarzysze czechosłowaccy, których zapraszaliśmy na to dzisiejsze spotkanie. Nie wolno nam, towarzysze, nie widzieć, że tym samym Prezydium KC KPCz — jakkolwiek chciałoby tłumaczyć swoją nieobecność — zademonstrowało przed nami, że tworzy się nowa sytuacja w naszych stosunkach, sytuacja, która charakteryzuje się tym, iż nie chcą oni wysłuchać głosu swoich przyjaciół. Jawnie odrzucają możliwość kolektywnego przedyskutowania spraw, które dotyczą nie tylko samej Czechosłowacji, lecz godzą w nasze wspólne interesy. Odmawiając uczestnictwa w naszym spotkaniu, Prezydium KC KPCz nie chce zarazem, żeby ta jego nowa pozycja była tu ujawniona na tym kolektywnym forum, nie chce, aby uzyskać tu kolektywną ocenę swych posunięć.
[...] niestety, pod ich nieobecność. Jesteśmy zobowiązani wypracować te środki. Jakkolwiek byśmy charakteryzowali te skutki, do których może doprowadzić obecna ofensywa sił antysocjalistycznych — jasne jest jedno: Czechosłowacja stoi na niebezpiecznym etapie drogi wyjścia z obozu socjalistycznego i powinniśmy podjąć wszelkie kroki i wykorzystać wszystkie środki, aby temu przeszkodzić.
Warszawa, 14 lipca
Zaciskanie pętli. Tajne dokumenty dotyczące Czechosłowacji 1968 r., oprac. Andrzej Garlicki i Andrzej Paczkowski, Warszawa 1995.
W jaki sposób okupacja Czechosłowacji może odbić się na interesach Polski? Bilans strat wypada niestety bardzo smutno. Tym smutniej, że można ich było uniknąć, gdyby partia miała inne, rozumniejsze kierownictwo. Głęboko przekonani jesteśmy, że bez aktywnego poparcia Gomułki, który parł do interwencji, prawdopodobnie w ogóle nie doszłoby do inwazji na Czechosłowację. Własnymi rękami niemądry Gomułka zniszczył największe osiągnięcie „Polskiego Października”, ograniczoną autonomię partii komunistycznych, którą on sam określił jako prawo do własnej drogi do socjalizmu.
Bezpośrednim skutkiem napaści na Czechosłowację jest osłabienie pozycji tzw. demokracji ludowych w stosunku do Moskwy. […]
Akceptowanie rosyjskiego prawa do interwencji zbrojnej ograniczyło i tak szczupłą autonomię Polski w tym samym stopniu co i Czechosłowacji. Popierając akcję przeciw sąsiadowi, Gomułka działał więc przeciwko dążeniom do suwerenności i wolności własnego kraju, nawiązując do najgorszych tradycji polskiej partii komunistycznej. […]
W najżywotniejszym interesie naszym leży chyba solidarność i przyjaźń między obu sąsiadami: Polską i Czechosłowacją. Przyjaźni tej zadał Gomułka straszliwy cios, godząc się na udział wojsk polskich w napaści na południowego sąsiada. Upłyną lata całe, zanim uda się zabliźnić tę ciężką ranę.
Monachium, 29 sierpnia
Jan Nowak-Jeziorański, Polska droga ku wolności 1952–1973, Londyn 1974.
Towarzysze i obywatele!
Bracia chłopi i robotnicy rolni!
[...]
Sprawą naczelną, która określa i determinuje myśl przewodnią polityki partii i rządu, jest sprawa trwałego zabezpieczenia nienaruszalności granic państwowych Polski Ludowej i jej pokojowego rozwoju. [...] Czy mamy podstawy do tego, aby mówić o niebezpieczeństwie zbrojnej napaści na Polskę, o dążeniu wroga do zmiany naszych granic państwowych? Niestety, mamy. Niemal każdy dzień od czasu powstania Niemieckiej Republiki Federalnej dostarcza na to niezbitych dowodów. Cały świat wie, że jednym z naczelnych celów polityki wszystkich rządów Niemiec Zachodnich było i jest zburzenie istniejących granic państwowych Polski i przyłączenie do Niemiec trzeciej części terytorium państwa polskiego. W hierarchii celów polityki Bonn zburzenie granic Polski nad Odrą, Nysą i Bałtykiem siłą rzeczy zajmuje drugie miejsce. Pierwszym, czołowym celem Bonn jest zlikwidowanie i wchłonięcie Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Nie trzeba uzasadniać, że tym celom polityki Niemiec Zachodnich towarzyszą plany wojenne.
Dążenie do obalenia status quo w Europie, do przekreślenia wyników drugiej wojny światowej, do odbudowy wielkich militarystycznych Niemiec stanowi wielką, potencjalną groźbę dla pokoju w Europie, w szczególności zagraża bezpieczeństwu państw Układu Warszawskiego. W dzisiejszej rzeczywistości politycznej świata, kiedy o pokoju i wojnie decyduje układ sił, to potencjalne obecnie niebezpieczeństwo, które ze strony NRF i jej sojuszników zagraża krajom socjalistycznym i pokojowi w Europie, przerosłoby nieuchronnie w napaść wojenną na kraje socjalistyczne, w przypadku gdyby doszło do zmiany układu sił w Europie na rzecz imperializmu, na rzecz militarystów i odwetowców zachodnioniemieckich. W ostatnich miesiącach niebezpieczeństwo takie zaistniało. Zaistniała konkretna groźba wyrwania Czechosłowacji z szeregów państw Układu Warszawskiego. Aby do tego nie dopuścić, zaszła konieczność wprowadzenia wojsk radzieckich, polskich, węgierskich i bułgarskich na terytorium sojuszniczej Czechosłowacji.
Decyzję tę podjęło 5 państw członkowskich Układu Warszawskiego po wyczerpaniu wszystkich innych środków i po gruntownym przemyśleniu. Innej alternatywy nie było. Wprowadzenie naszych wojsk do Czechosłowacji podyktowała nam konieczność obrony żywotnych interesów naszych państw i narodów, konieczność obrony socjalizmu i pokoju. Czechosłowacja znalazła się bowiem na równi pochyłej, prowadzącej do restauracji kapitalizmu, do zerwania sojuszu z państwami socjalistycznymi, do wystąpienia z Układu Warszawskiego i ogłoszenia się państwem neutralnym. Jej gospodarka miała być ściśle związana z gospodarką państw kapitalistycznych, w pierwszym rzędzie z gospodarką Niemiec Zachodnich.
Było aż nadto dowodów świadczących o szybkim rozwoju kontrrewolucyjnego procesu zachodzącego w Czechosłowacji. [...]
Wrzawa, jaką podniosła światowa reakcja przeciwko państwom, które skierowały swoje wojska do Czechosłowacji, nie ma nic wspólnego z obroną jej suwerenności, jak w ogóle z jakimkolwiek pojęciem obrony socjalistycznej Czechosłowacji. Od kiedy to bowiem reakcja, imperializm, rządy monopoli kapitalistycznych stały się obrońcami socjalizmu i suwerenności narodów? Wrzawę tę wywołała klęska wrogów socjalizmu w Czechosłowacji, zniweczenie przez państwa Układu Warszawskiego imperialistycznej ofensywy obliczonej na wyrwanie Czechosłowacji ze wspólnoty państw socjalistycznych.
Tym zaś naszym przyjaciołom i towarzyszom z innych krajów, którym się wydaje, że bronią dobrej sprawy socjalizmu i suwerenności narodów, składając wyrazy potępienia i protesty przeciwko wprowadzeniu naszych wojsk do Czechosłowacji, odpowiadamy: jeśli wróg podkłada dynamit pod nasz dom, pod wspólnotę krajów socjalistycznych, naszym patriotycznym, narodowym i internacjonalistycznym obowiązkiem jest temu przeszkodzić przy użyciu takich środków, jakie są konieczne. [...]
[...] Światowe siły imperialistycznej reakcji usiłują wykorzystać wydarzenia czechosłowackie dla ponownego rozpalenia zimnej wojny z krajami socjalistycznymi. Nasza polityka wobec świata kapitalistycznego pozostaje niezmieniona. Zapewnienie pokoju i bezpieczeństwa w Europie i świecie, niedopuszczenie do naruszania interesów narodu i państwa polskiego, braterska jedność, współpraca i sojusz ze Związkiem Radzieckim i wszystkimi państwami Układu Warszawskiego — stanowić będą nadal główne drogowskazy naszej polityki zagranicznej.
Niech żyje jedność państw socjalistycznych!
Niech żyje sojusz robotniczo-chłopski!
Niech żyje i rozwija się nasza ojczyzna — Polska Ludowa!
Warszawa, 8 września
„Trybuna Ludu” z 9 września 1968, [cyt. za:] Władysław Gomułka, Przemówienia 1968, Warszawa 1969.
W marcu i kwietniu mówiono o syjonizmie i rewizjonizmie. Ostatnio mówi się tylko o rewizjonizmie. Czy syjonizm zniknął? Syjoniści wyślizgują się od zajmowania stanowiska. Towarzysze Gomułka i Kliszko mówili, że niektórych z nich się skrzywdziło. Uważam, że jak zszedł z sekretarza o szczebel niżej, to nie spotkała go krzywda, a będzie dalej rył. Nie widzimy tych wyrządzonych krzywd. Pytano w czerwcu 1967 o opinię klasy robotniczej. Mówiliśmy: oczyścić ze syjonistów. A teraz się przebacza krzywdy nam wyrządzone. Tu z tej trybuny członkowie kierownictwa mówili, że tym, którzy podnoszą rękę na władzę ludową, ręce trzeba urwać. Im głowę trzeba urwać. [...] Gdybyśmy policzyli miliardowe straty, na jakie narazili nas syjoniści, to byśmy zobaczyli, że starczyłoby na poprawę stopy życiowej dla klasy robotniczej, bez mobilizowania do podwyższania produkcji.
Mamy nadzieję, że towarzysze z KC, słysząc nasze wypowiedzi płynące z troski o czystość Partii, wezmą je pod uwagę i na V Zjeździe ustosunkują się do tych spraw.
Łódź, 5 października
Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej.
Towarzysze!
Budując i umacniając socjalizm — umacniamy pokój, umacniamy naszą obronność, nasze ludowe Wojsko Polskie. Wysiłek naszego robotnika i inżyniera, rolnika i naukowca musi w swej części ucieleśniać się w postaci zakładów przemysłu obronnego, w postaci uzbrojenia i sprzętu wojennego, samolotów i czołgów. Ten wysiłek i te wydatki nie przynoszą nam zysków widocznych, nie zwracają się społeczeństwu w postaci nowych towarów i produktów, nowych wytworów gospodarczych służących wzbogacaniu codziennego życia człowieka. Jednakże te niezbędne wydatki na naszą obronność są istotnym wkładem w nasze wspólne bezpieczeństwo, a więc przynoszą nam poczucie pewności, uzasadnionej nadziei na przyszłość. Te wydatki owocują pokojem.
Inicjatorem i organizatorem polityki obronnej naszego kraju była i jest nasza partia. Ona sformułowała program budowy Polski Ludowej i kierowała jego realizacją, ona organizowała walkę o pogłębienie socjalistycznych przemian społeczno-politycznych w naszym kraju, ona w ten sposób stanęła na czele wysiłków narodu zmierzających do wszechstronnego umocnienia jego obronności. Partia nasza zapoczątkowała też budowę naszej ludowej siły zbrojnej, to jej ludzie tworzyli oddziały partyzanckie i regularne pułki, oni stali na czele patriotycznej partyzanckiej i żołnierskiej rzeszy, kierowali nią, wychowywali ją, walczyli, a często ginęli w boju — w walce o to zwycięstwo, z którego owoców dziś wszyscy korzystamy.
[...] Ludowe Wojsko Polskie bierze z tradycji polskich sił zbrojnych przede wszystkim te wartości, które znalazły się u podstaw jego nowego ideowo-politycznego, patriotyczno-internacjonalistycznego oblicza, nawiązuje ono do bogatych wolnościowych, postępowych i rewolucyjnych tradycji polskiego oręża.
Formowanie ideowo-politycznej postawy żołnierza, kształtowanie jego patriotycznego uczucia w duchu socjalistycznym, jest nie mniej ważne niż nauczanie go umiejętności posługiwania się nowoczesnym sprzętem bojowym.
Towarzysze! W tych dniach żołnierze polscy pełnią w Czechosłowacji trudną, skomplikowaną, ale konieczną dla pokoju i ojczyzny misję internacjonalistyczną i patriotyczną, świadczącą o naszym zdecydowaniu odparcia wszelkich zamachów imperializmu i reakcji na socjalistyczną Czechosłowację, na jedność państw Układu Warszawskiego. Serdecznie i gorąco pozdrawiamy żołnierzy i oficerów jednostek znajdujących się czasowo w bratniej Czechosłowacji i wyrażamy im uznanie za sprawność, zdyscyplinowanie i nienaganną postawę.
Warszawa, 11 października
„Trybuna Ludu” z 12 października 1968, [cyt. za:] Władysław Gomułka, Przemówienia 1968, Warszawa 1969.
V Zjazd PZPR to nowy, kolejny krok milowy w dziejach polskiego rewolucyjnego ruchu robotniczego. PZPR wyrosła z głównego pnia tego ruchu, któremu poczynając od lat osiemdziesiątych ubiegłego stulecia przewodziły: „Wielki Proletariat”, Socjaldemokracja Królestwa Polskiego i Litwy, Polska Partia Socjalistyczna Lewica, Komunistyczna Partia Polski i Polska Partia Robotnicza. Partia nasza, jako nowe ogniwo tego ruchu, stała się dziedzicem chlubnych, rewolucyjnych tradycji swoich poprzedniczek.
V Zjazd naszej partii zbiega się z 50. rocznicą odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku i zarazem z 50. rocznicą powstania Komunistycznej Partii Polski (w jej pierwotnej nazwie Komunistycznej Partii Robotniczej Polski).
Narodziny niepodległego państwa polskiego — mimo że władzę w tym państwie przejęła wówczas burżuazja — zaliczyć należy do najdonioślejszych pozytywnych wydarzeń w historii narodu polskiego. Tylko w warunkach niepodległości Polski i scalenia jej ziem w jeden organizm mogła być powołana do życia Komunistyczna Partia Polski, która — mimo zepchnięcia jej w podziemie — odegrała niezmiernie doniosłą rolę.
Warszawa, 11 listopada
Władysław Gomułka, Przemówienia 1968, Warszawa 1969.
Zjazd partii nieustająco: w telewizji, radiu, prasie, kraj udekorowany, panegiryzm i samochwalstwo wręcz nieprawdopodobne – to jest nie do wiary, chyba w Bizancjum tylko było coś podobnego. Przemówienie Gomułki, chyba pięciogodzinne, o wszystkim, o gospodarce, a głównie o wspaniałości Polski Ludowej, miało chyba na celu „zagadanie” sprawy Czechosłowacji. Udało mu się to wspaniale, bo po nim wszyscy uderzyli w ten sam ton patetycznego samochwalstwa i mówienia o niczym. Mówił też Breżniew – po rosyjsku, a to samo. […] W ogóle zjazd idzie po gomułkowsku: superdrętwo. Aż strasznie słuchać, gdy wszyscy w kółko powtarzają to samo, i patrzeć na tę salę o kamiennych twarzach, klaszczącą w odpowiednich miejscach.
Sopot, 14 listopada
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Na koniec przystąpiono do wyboru I sekretarza. Gierek zgłosił Gomułkę, co było oczywiste. Wiesław wyraźnie się wzruszył. Zaczął dziękować za zaufanie, mówił coś o tym, że już trzy kadencje przewodniczy partii, potem, że nie wie, ile jeszcze życia mu pozostało, bo każdy człowiek jest śmiertelny, że na każdego przychodzi kres i w tym momencie bardzo wzruszony przerwał i łzy stanęły mu w oczach. Wszyscy wstali i zgotowali mu ogromną owację.
Warszawa, 16 listopada
Mieczysław F. Rakowski, Dzienniki polityczne 1967–1968, Warszawa 1999.
Gomułka, obrany jednogłośnie I sekretarzem, referuje skład Biura. [...] A potem mówi:
– Oczywiście, głosować będziemy. Kto za? Wszyscy.
Gomułka wyciera czoło chusteczką. Mówi kilka zdań:
– A więc, towarzysze, wybraliśmy naczelne władze partii. Oczywiście, nie wiemy, czy wszyscy wytrwają do końca kadencji...
Tu urywa. Nagle zebrani zaczynają frenetycznie klaskać, co ma zaprzeczyć najbardziej ewidentnemu podtekstowi. Gomułka znów wyciąga chusteczkę i wyciera pod okularami oczy. Śpiewamy Międzynarodówkę i rozchodzimy się.
Tak kończy się Zjazd.
Warszawa, 16 listopada
Jerzy Putrament, Pół wieku, t. 7: Zmierzch, Warszawa 1980.
Drodzy towarzysze delegaci!
Obrady V Zjazdu naszej partii dobiegły końca. [...]
[...]
Polska nigdy nie wróci na stare drogi. Naród nasz wie dobrze, kto okazał się jego prawdziwym, a kto fałszywym sprzymierzeńcem, wówczas gdy morze krwi polskiej płynęło na wszystkich frontach świata.
[...] Z tych właśnie przesłanek wynika nasza niewzruszona wierność sojuszowi ze Związkiem Radzieckim. Jesteśmy z nim związani na dobre i na złe. Dwukrotnie na przestrzeni półwiecza siły zrodzone z Wielkiej Rewolucji Październikowej utorowały Polsce drogę ku niepodległości. W oparciu o sojusz ze Związkiem Radzieckim, gwarantujący nasze bezpieczeństwo i nienaruszalność granic, wszechstronnie rozwijamy nasz kraj, walczymy o utrwalenie pokoju, o zwycięstwo socjalizmu na świecie.
Ta przyjaźń ze Związkiem Radzieckim i wszystkimi krajami Układu Warszawskiego wytrzymała w pełni próbę życia. Znajduje w tym potwierdzenie historyczna słuszność naszej linii generalnej. Próżne są rachuby imperializmu i bezsilna jego wściekłość. Naród polski nie będzie już nigdy wymienną monetą w międzynarodowych przetargach. Jest, będzie i pozostanie wolnym twórcą swych własnych dziejów.
Towarzysze! Linia generalna naszej partii znalazła swoje pełne potwierdzenie w rozwoju gospodarczym Polski. Front gospodarczy stanowi decydujący front budownictwa socjalistycznego. Uchwała, wytyczająca kierunki działania partii w dziedzinie rozwoju ekonomicznego kraju na lata najbliższe i na dalszą metę, ustalając generalne proporcje wzrostu ekonomicznego, kładzie nacisk na konieczność dalszej intensyfikacji gospodarki narodowej, na nieodzowną potrzebę ulepszania metod planowania i zarządzania, na rosnącą rolę nauki jako niezmiernie ważnego czynnika postępu technicznego i ogólnego rozwoju. Mamy wszystkie dane po temu, aby nasze zamierzenia w dziedzinie wszechstronnego rozwoju gospodarczego i wzrostu dochodu narodowego, a zatem i w dziedzinie wzrostu spożycia i systematycznej poprawy warunków materialnych, socjalnych i kulturalnych mas pracujących, w pełni zrealizować.
[...] Przeciwnicy socjalizmu działali i działać będą, póki nie stracą wszystkich nadziei na restaurację starego porządku, na oderwanie Polski od socjalistycznej wspólnoty narodów. Rzecz w tym, aby ich działania nie natrafiły na podatny grunt, aby spotykały się zawsze z godnym i skutecznym odporem, aby nie zakłócały naszego socjalistycznego rozwoju.
Jedynie na gruncie konstruktywnej socjalistycznej perspektywy rozwoju kraju, którą kreślimy w uchwałach naszego Zjazdu, nasza ofensywa przeciw rewizjonizmowi i wszelkim innym poczynaniom sił wrogich będzie w pełni skuteczna. [...]
Warszawa, 16 listopada
„Trybuna Ludu” z 17 listopada 1968, [cyt. za:] Władysław Gomułka, Przemówienia 1968, Warszawa 1969.
Drogie towarzyszki! Szanowni towarzysze!
Przed chwilą, w dzisiejszą noc sylwestrową, dwanaście uderzeń zegara zamknęło rok stary – 1968. Przekroczyliśmy wszyscy kalendarzowy próg czasu i oto znajdujemy się już w Nowym Roku. [...] Rok stary zamykamy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Ofiarny wysiłek klasy robotniczej i całego ludu pracującego przyniósł naszej ojczyźnie nowe, trwałe osiągnięcia, pomnożył materialny i duchowy dorobek narodu. Stworzyliśmy nowe moce wytwórcze, wznieśliśmy nowe domy, nowe szkoły, wychowaliśmy nowe zastępy budowniczych Polski Ludowej. Umocniliśmy nasze socjalistyczne państwo — jego siłę wewnętrzną i jego bezpieczeństwo na zewnątrz. W uchwałach V Zjazdu PZPR wytyczyliśmy naszą drogę naprzód.
Warszawa, 1 stycznia
„Trybuna Ludu” nr 1, z 2 stycznia 1969.
W czasie naszych poprzednich kampanii wyborczych do Sejmu nadawaliśmy zawsze sylwetki kilkudziesięciu najgorszych kandydatów, wzywając ich do skreślania. W jednym wypadku odnieśliśmy poważny sukces. Bolesław Piasecki otrzymał we Wrocławiu tyle skreśleń, że przeszedł tylko niewielką ilością głosów.
Ten sam zabieg powtórzymy w czasie obecnej kampanii. Trudność polega oczywiście na tym, że wzywanie do skreślenia niektórych, sugeruje słuchaczom, że wszyscy pozostali są lepsi, co nie zawsze jest prawdą. Tym razem będziemy prawdopodobnie wzywali do skreśleń zarówno Gomułki, jak Moczara, by uniknąć wrażenia, iż przeciwstawiamy Moczarowi Gomułkę jako lepszą alternatywę. Namawianie do wpisywania kandydatów nie jest praktyczne ani też bezpieczne dla ludzi w ten sposób lansowanych.
Ogół ludności wyborami zupełnie się nie interesuje, a wrzucenie kartki wyborczej traktuje jako formalność niezbędną dla uniknięcia nieprzyjemnych konsekwencji – podobnie jak zapłacenie podatku.
Toteż nie przewiduję niestety, by nawet nasza kampania skreśleń dała jakieś poważne rezultaty. W każdym razie nie będą one znane szerszemu ogółowi. Pomimo tego eksperyment powtórzymy.
Monachium, 28 marca
Jan Nowak-Jeziorański, Jerzy Giedroyc, Listy 1952–1998, Wybór, opracowanie i wstęp Dobrosława Platt, Wrocław 2002.
Z zaopatrzeniem kiepsko, w sklepach towaru mało, Gomułka w przemówieniu skarżył się, że Polska to kraj biedny, bez ropy i rudy. Trzeba by więc przebudować model inwestycyjny, a nie akurat forsować te gałęzie produkcji, gdzie potrzeba rudy i ropy. Tymczasem my właśnie uzależniamy się coraz bardziej od Rosji forsując petrochemię w Płocku i hutnictwo żelazne. Do tego straszna masa inwestycji rozbabranych, zaczętych, przestarzałych, nie rentujących. Gomułka, gdy o tym mówił, miał w oczach popłoch – dobrze chociaż, że się poczuwa do jakiejś odpowiedzialności. […] Jak więc ratować Polskę? Całkiem, jeśli komunizm trwa, uratować się jej nie da („decydujcie się: albo dobrobyt, albo komunizm”), polecałbym jednak np. rozbudowanie międzynarodowych usług, na przykład dalekomorskiej floty handlowej […].
Warszawa, 24 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Dziś był w Makowie odpust, jakież to miłe i zabawne, a jak oni się tu świetnie mają, jak dziewczęta modnie ubrane, ile amerykańskich ciuchów! Na cmentarzu grobowce piękniejsze niż w Warszawie, kościół wielki, napchany ludźmi po wręby, a dalej zabawy, karuzele, strzelnice, jak to na odpuście. Świetne, bardzo mi się podobało – rzeczywiście Gomułka to „król chłopów”, powodzi im się doskonale, zwłaszcza w „dolarowych” wsiach galicyjskich: „trochę z tacy, trochę z macy”, i stąd biorą, i stąd. He, he.
Maków, 10 sierpnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Jak jest w końcu z tą polską gospodarką, bardzo źle, średnio czy możliwie – oto pytanie, na które mało kto u nas umie jednoznacznie odpowiedzieć. […] Otóż jak na kraj uprzemysłowiony mamy produkt narodowy raczej kiepski, nieobfity i trudno zbywalny, zwłaszcza za dewizy. Statki, wagony, trochę obrabiarek, tekstylia, produkty spożywcze, węgiel, miedź – oto prawie cały nasz eksport, nic więcej z rzeczy potrzebnych światu nie wytwarzamy, a i to, co jest, biorą przeważnie kraje socjalistyczne. […] jesteśmy krajem o przemyśle chorym, przestarzałym, mało wydajnym, nierentownym. Czy da się to naprawić? W obecnej sytuacji wątpię, zwłaszcza bez zmiany warunków politycznych, na co się nie zanosi. Panegiryki ku czci Gomułki w jego 65-lecie świadczą o stabilizacji epoki „gomułkowskiej”. […] Mamy wspaniałe statki rybackie, ale ryb na stołach brak – bo nie ma chłodni i środków transportu. Produkujemy świetne lokomotywy, a nasz tabor kolejowy jest stary i coraz gorszy. Obłędna jest niepraktyczność tego ustroju, manifestująca się, na przykład, w urzędowym upośledzeniu usług jako dziedziny „nieprodukcyjnej”. A jeśli już się usługami zajmujemy, to w sposób gigantyczny, uniemożliwiający precyzję. Na przykład ostatnio prasa się chlubi, że powstaje w Warszawie wielki dom obsługi i reperacji polskiego „Fiata”. Dom – gigant, kubatura kolosalna, 400 pracowników etc. A po ch… te rozmiary – już sobie wyobrażam, jaka tam będzie biurokracja, komplikacja, koszta, obłęd.
Warszawa, 8 lutego
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
A więc ogłoszono już tekst porozumienia z NRF-em. Muszę powiedzieć, że tekst jest nader jednoznaczny, powołujący się na Poczdam […]. Ten tekst to niewątpliwie — co tu gadać — duży sukces Gomułki. Tak więc Polska Ludowa ma tu sukces i to dość samodzielny, oddzielony wyraźnie od tekstu moskiewskiego. Żebyż tylko ustrój nie był tutaj tak idiotyczny! […]
[…] Przy niechętnym Ulbrichcie i dwuznacznych Rosjanach wywalczył, co się dało. Po raz pierwszy Niemcy uznały naszą granicę zachodnią i fakt spolszczenia Wrocławia i Szczecina (miast przedtem czysto niemieckich, o czym się zresztą nie mówi).
Warszawa, 21 listopada
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
A więc już po plenum — Gierek przemawiał dwie godziny, słuchałem w telewizji: o sprawach gospodarczych dość rozsądnie, o politycznych i kulturalnych nic ciekawego, wciąż odmieniał w kółko słowo „partia”. Wyraźnie też powiedział, że nie będzie wolnej gry sił politycznych i że pisarze winni pomagać partii. Przygnębiające. W ogóle było to raczej przemówienie człowieka słabego. Na sali mordy okropne (ktoś spał na stole!), to tacy ludzie nami rządzą w epoce rewolucji naukowej. […]
Plenum, poza przemówieniem Gierka, było tajne, podobno teksty jego mają się ukazać w elitarnym i niedostępnym miesięczniku „Nowe Drogi”. Tak więc rewolucyjna władza wstydzi się sama siebie. Wylano Kliszkę i Jaszczuka, Gomułkę zawieszono (bo chory…), Kociołek, Loga-Sowiński i Walaszek sami podali się do dymisji. Taki więc koniec kariery Kociołka […] — jedno potknięcie w czasie zajść na Wybrzeżu (kazał robotnikom wrócić do stoczni, gdzie powitały ich strzały) i już po nim. […] Podobno Kliszko się bronił, miał oświadczyć, że to nie były rozruchy robotnicze, lecz atak kontrrewolucjonistów, który należało odeprzeć, choćby liczba zabitych miała być nie wiem jaka. Aha, Gierek podał tę liczbę: czterdzieści pięć i tysiąc sto rannych, z tego połowa mundurowych.
Warszawa, 11 lutego
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Na 1 maja w Szczecinie robotnicy szli w pochodzie z czarnymi opaskami, potem na cmentarzu była manifestacja nad grobami poległych w Grudniu (raczej nie na cmentarzu, tylko gdzieś za miastem). O mało nie doszło do hecy z milicją, ale ta się w końcu cofnęła. A więc ferment dalej jest — Gierek poprawi rolnictwo, ale co z przemysłem?! To za duży kraj na dojutrkowanie, co zrobić z gigantycznymi hutami i stoczniami? Ubrał nas ten Gomułka, nie ma co!
Warszawa, 14 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
Tutaj przeszedł 1 Maja, można było oszaleć, patrząc w telewizji, jak tłumy defilują, a na trybunach stoją niezmiennie faceci o tępych twarzach – skąd oni biorą taką „elitę”? To chyba Gomułka mianował swoich „ciemniaków” – wszyscy mają w twarzach coś wspólnego, jakąś uniformistyczną sztywność. Myślałem sobie, że ten nowy, chłopski naród trzeba wychować, ale że komuniści są tu wychowawcami jak najgorszymi, bo ich frazeologia w tym kraju nie chwyta – nie pasuje do jego historii, rozwoju, typu narodowego.
Warszawa, 3 maja
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1997.
I ten strasznie beznadziejny zjazd partii, według najgorszych wzorów. Mówią godzinami o niczym, uroczystą, drętwą mową, wszystko już z góry załatwione i zadecydowane, a te sześć dni ględzenia to fasada — do czego komu potrzebna?! To właśnie przerażające, że potrzebna, aby przypodobać się Breżniewowi i uspokoić jego czujność — wtedy robił to Gomułka, teraz Gierek. Ani słowem nikt nie nawiązuje do tego, co się stało (spalenie komitetu w Gdańsku — w końcu rzecz niemała), aby, broń Boże, Breżniew nie odniósł wrażenia, że tu się o czymś mówi, a to mógłby uznać za podejrzane. Kto chce rządzić, musi być dobrze z Breżniewem — oto zasada, jakże prosta, a jakże obfitująca w fatalne skutki […]. Cała nasza partyjna elita polityczna zmienia się w automaty, ludzi nieczułych i niewrażliwych na drgnienia prawdy […]. Rezultat — chcąc coś zmienić, trzeba wyjść na ulicę i palić komitet.
Nic się tu nie rusza, nic, pomimo tamtego gdańskiego Grudnia!
Warszawa, 7 grudnia
Stefan Kisielewski, Dzienniki, Warszawa 1996.
W październiku 1956, a w szczególności po VIII Plenum, ludzie przestali się bać. Na różnych wiecach, zebraniach, dyskusjach zaczęli mówić coraz swobodniej i w związku z tym coraz mocniej brzmiał głos przeciwników lewicy, którą obciążano odpowiedzialnością za stalinizm, którą odrzucano. To nas poraziło. Powiedzieliśmy: do głosu dochodzi reakcja, podnosi głowę czarna sotnia. Nie umieliśmy podjąć rozrachunku z tradycją lewicy i, co ważniejsze, nie dojrzeliśmy do pluralizmu jako akceptacji poglądów odmiennych, przeciwnych. Nie umieliśmy wtedy zrobić tego wspólnie. [...]
Skoro więc nie dojrzeliśmy do pluralizmu i do rozliczenia z lewicową tradycją, to zaakceptowaliśmy fałszywy podział: wydawało nam się, że bliżej nam do tych, pożal się Boże, liberałów w Komitecie Centralnym PZPR, niż do przeciwników lewicy w społeczeństwie. Nie wystąpilibyśmy po stronie kierownictwa partii przeciw Październikowi, ale też nie umieliśmy wystąpić przeciw kierownictwu w obronie Października. Milczeliśmy.
8 marca 1981
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Kiedy zamknięto „Po Prostu” i zaczęły się uliczne demonstracje, znowu zbiegliśmy się na Uniwersytet, żeby ustalić, co robić. Przyjechał do nas Władysław Bieńkowski z poleceniem od szefa, żebyśmy potępili „chuliganów”, czyli demonstrantów. I my się twardo postawiliśmy, to znaczy „chuliganów” nie potępiliśmy, ale też głosu nie zabraliśmy w ogóle.
[...] Od początku mieliśmy świadomość, że społeczeństwo akceptuje Gomułkę, i jeśli przeciw niemu wystąpimy, to przegramy. Do tego momentu, przez cały ruch październikowy, nauczyliśmy się politykować i także w tym momencie chcieliśmy politykować dalej. Trzeba było czasu, aby zrozumieć, że nie w każdych okolicznościach obowiązuje taka logika.
Polityka to rachunek zysków i strat. Obowiązuje zatem tylko wówczas, gdy można jeszcze coś zyskać czy utrzymać to, co się już uzyskało. Kiedy taka możliwość się kończy, zaczyna się zupełnie inny wymiar. Powiedziałbym, że w tym momencie dla każdego z osobna, indywidualnie, zaczyna się wolność. Oto w momencie kiedy kończy się politykowanie, kiedy nie ma szans na powodzenie, zaczynamy odpowiadać już tylko za prawdę. Już wtedy w „czarnym październiku” 1957 należało sobie uświadomić, że jako ruch przestaliśmy istnieć. Jedyne, co możemy zrobić, to wypowiedzieć głośno swoje prawdy, zginąć z rozwiniętym sztandarem. Byłby to nie tylko gest, byłby to przede wszystkim testament Października.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.
Klimat Października zmienił się radykalnie pod wpływem dwóch czynników: po pierwsze na oczach całego polskiego społeczeństwa zarżnięto rewolucję węgierską, wszyscy to przeżywaliśmy, czytając znakomite reportaże w oficjalnej prasie, i mieliśmy świadomość, że cała ta lawina może w każdej chwili spaść na nas – była to ważna przyczyna paraliżu społeczeństwa; drugim było masowe, nieograniczone zaufanie do Gomułki. [...]
Ruch nie wypracował jednoczących społeczeństwo zadań, wykraczających poza powstrzymywanie drastycznych metod stalinizmu i związanych z tym form instytucjonalnych. W związku z tym nie umiał uniezależnić się od kierownictwa partyjnego czy tych jego frakcji, które w pierwszej fazie go wspierały i – dodajmy – manipulowały nim, korzystając z jego poparcia. Wszystko to wspierało autorytet Gomułki i czyniło praktycznie niemożliwą kontrolę nad polityką władzy. Nie jest to jednak wystarczająca odpowiedź.
Dlaczego wtedy, kiedy Październik był tłumiony, nie odezwali się ci ludzie, te środowiska, które były inicjatorami, ideologami, animatorami ruchu październikowego? Dlaczego milczeliśmy w 1957, 1958, 1959 roku? Nie ulegaliśmy autorytetowi Gomułki, jeśli zaś chodzi o radzieckie czołgi, to przecież należało [...] pytać o dopuszczalne granice reform – a myśmy milczeli.
Myślę, że w tym miejscu trzeba mówić o odpowiedzialności lewicy. Październik, w moim przekonaniu, jest zasługą i zarazem winą polskiej lewicy. Ściśle – lewicy, która wyszła ze stalinowskiej szkoły i dopiero zaczęła stawiać pierwsze samodzielne kroki. Myślę, że w tym przede wszystkim tkwi tajemnica naszego milczenia.
8 marca
Jacek Kuroń, Taki upór, wybór i red. Maria Krawczyk, Warszawa 2011.